Zapowiedziany na sobotę antykremlowski protest w centrum Moskwy może się przerodzić w akty przemocy - ostrzegli w czwartek zarówno organizatorzy akcji, jak i ich przeciwnicy.
Koalicja ugrupowań opozycyjnych "Inna Rosja" przewiduje, że 5 tysięcy jej stronników weźmie udział w proteście, mimo że władze miejskie orzekły, że jest on nielegalny.
"Nie wiemy, jak daleko Kreml może się posunąć" - powiedział na briefingu Garri Kasparow, były mistrz świata w szachach, obecnie opozycjonista i zajadły krytyk prezydenta Putina.
"Nie chcemy konfrontacji, to dałoby bowiem władzom kolejną okazję do powiedzenia, że takie marsze to jedynie bójki" - dodał szef Zjednoczonego Frontu Obywatelskiego (ros. OGF).
Władze odmówiły zgody na marsz tłumacząc, że wcześniej już inna grupa złożyła wniosek o zgodę na zgromadzenie.
Moskiewska milicja mówi, że podejmie działania wobec każdego, kto złamie prawo, i przypomina, że marsz (opozycji) nie został zatwierdzony przez władze miejskie.
Na sobotę planowane są trzy inne manifestacje, w tym prokremlowskiej organizacji młodzieżowej, nacjonalistów i liberalnej partii Związek Sił Prawicy (SPS).
Przewodniczący Dumy (niższej izby parlamentu) Borys Gryzłow przestrzegł w czwartek, że demonstracje te mogą przekształcić się w akty przemocy, nawet wbrew intencjom ludzi, którzy wychodzą na ulicę, bowiem mogą się oni stać ofiarami prowokacji.(PAP)
mmp/ ro/ 4069 arch.