Sekretarz stanu USA Hillary Clinton przesadza z obawami o naszą demokrację - oznajmili w niedzielę członkowie izraelskiego rządu. Clinton skrytykowała państwo żydowskie za próby wprowadzania niedemokratycznych ustaw i ograniczanie praw kobiet.
Szefowa amerykańskiej dyplomacji wytknęła w sobotę Izraelowi dążenie do wprowadzenia ustaw ograniczających finansowanie (lewicowych i propalestyńskich) organizacji pozarządowych.
Wskazała też na pogarszanie się statusu kobiet w społeczeństwie izraelskim. Powołała się na wprowadzanie segregacji płci w autobusach komunikacji publicznej obsługujących ortodoksyjne społeczności żydowskie oraz na - również motywowane religijnie - dążenie do zakazywania kobietom śpiewu podczas publicznych występów, co miało ostatnio miejsce w armii.
Clinton powiedziała, że segregacja w autobusach przypomina jej sytuację w południowych stanach USA z lat 50. XX wieku, a zakazywanie śpiewu kobietom - praktyki stosowane w Iranie.
W niedzielę, po zakończeniu szabasu, zareagował na jej słowa izraelski minister finansów Juwal Steinic, który określił opinię Clinton, jako "całkowicie wyolbrzymioną". Jego zdaniem, Izrael jest "zdrową demokracją". "Nie znam zbyt wielu lepszych demokracji w świecie" - oświadczył.
W podobnym tonie wypowiedzieli się w niedzielę także inni członkowie rządu. Wicepremier i minister spraw wewnętrznych Eli Iszai oświadczył, że "Izrael jest jedyną demokracją na Bliskim Wschodzie". "Jestem przekonany, że wszystko, co tu robimy, będzie zgodne z prawem i nie mam co do tego żadnych obaw" - oznajmił. Iszai jest liderem religijnej partii Szas.
Premier Benjamin Netanjahu nie skomentował krytycznej wobec Izraela wypowiedzi amerykańskiej sekretarz stanu.
Clinton wypowiadała się w Waszyngtonie podczas sesji Saban Forum, które co roku skupia wpływowe osobistości z Izraela i Stanów Zjednoczonych. Tym razem obrady zdominowały kwestia Iranu oraz stosunki palestyńsko-izraelskie.
Z Tel Awiwu Juliusz Urbanowicz (PAP)
ju/ awl/ woj/