Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Sąd przesłuchał pracownika skupu makulatury handlującego akcjami Giesche

0
Podziel się:

Sąd Okręgowy w Warszawie przesłuchał w środę pracownika skupu makulatury,
który w latach 80. ubiegłego wieku kupił, a następnie sprzedał, dwa worki akcji przedwojennej
spółki Giesche. Zarząd tej spółki jest oskarżony o próbę wyłudzenia mienia znacznej wartości.

Sąd Okręgowy w Warszawie przesłuchał w środę pracownika skupu makulatury, który w latach 80. ubiegłego wieku kupił, a następnie sprzedał, dwa worki akcji przedwojennej spółki Giesche. Zarząd tej spółki jest oskarżony o próbę wyłudzenia mienia znacznej wartości.

Pięciu oskarżonych reaktywowało spółkę Giesche tylko po to, by od Skarbu Państwa, miasta Katowice, Katowickiego Holdingu Węglowego i Hutniczo-Górniczej Spółdzielni Mieszkaniowej w Katowicach zażądać odszkodowania lub zwrotu majątku przedwojennej spółki, wartego 341 mln zł. Ich żądania w stosunku do Katowic dotyczą ok. 30 proc. zurbanizowanej powierzchni miasta.

Niewykluczone jednak, że reaktywacja spółki Giesche zostanie cofnięta, ponieważ dwa miesiące temu wydział rejestrowy Sądu Rejonowego w Katowicach uchylił swoje wcześniejsze postanowienie, zezwalające na odbycie walnego zgromadzenia akcjonariuszy tej spółki, które dało początek jej reaktywacji - wybrało zarząd spółki, który następnie wystąpił o odszkodowanie lub zwrot mienia.

Ostatnie postanowienie katowickiego sądu nie jest prawomocne, ponieważ zarząd spółki złożył apelację. Jeśli Sąd Okręgowy w Katowicach ją odrzuci, walne zgromadzenie akcjonariuszy spółki Giesche okaże się nieważne, co oznaczałoby nieważność wyboru władz tej spółki, a tym samym i zgłaszanych roszczeń.

Niezależnie od postanowienia katowickiego sądu od roku toczy się rozprawa karna przed Sądem Okręgowym w Warszawie przeciwko pięciu członkom zarządu reaktywowanej spółki. Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu zarzuca im usiłowanie wyłudzenia odszkodowania lub zwrotu mienia o znacznej wartości na podstawie posiadanych przez nich akcji przedwojennej spółki. Akcje te miały wartość kolekcjonerską, ale dzięki zwołaniu walnego zgromadzenia oskarżonym udało się reaktywować spółkę i doprowadzić do przerejestrowania jej z przedwojennego rejestru RHB do aktualnego Krajowego Rejestru Sądowego.

W środę warszawski SO przesłuchał byłego pracownika warszawskiego skupu makulatury przy ul. Różanej 35, do której w latach 80. ubiegłego wieku trafiło - jak zeznał - "od dwóch do trzech ton" przedwojennych akcji różnych spółek. "Akcje były powiązane sznurkiem w małe paczuszki, formatu A4" - zeznał pracownik skupu.

Sam, za pozwoleniem swojego kierownika, kupił sobie dwa worki tych akcji. Wybierał je na chybił trafił, starał się tylko, by się nie dublowały. Pamięta, że były wśród nich akcje Polskiego Radia, papiery wartościowe Katowic, Juraty, a także akcje spółki Giesche. Te ostatnie zapamiętał, bo miały wysoki nominał - milion złotych.

Potem wszystkie je oglądał w domowej piwnicy, bo - jak zeznawał - żona nie pozwalała mu przechowywać ich w mieszkaniu - mieli tylko jeden pokój.

Gdy zdał sobie sprawę z tego, że nie ma warunków, by na poważnie zająć się kolekcjonerstwem, postanowił sprzedać akcje na warszawskich giełdach staroci - najpierw na warszawskich Bielanach, a potem na Kole. Kupiło je od niego dwóch mężczyzn. Obaj byli zainteresowani większą ilością, dlatego odbierali je z piwnicy. Pierwszy - jak zeznał b. pracownik skupu - był handlarzem, drugi kolekcjonerem - tym, od którego potem pięciu oskarżonych kupiło rzekomo akcje spółki Giesche.

Podczas przesłuchania w grudniu kolekcjoner Ryszard Kowalczuk (zgodził się na podanie nazwiska) powiedział, że "wykorzystywanie kolekcjonerskich papierów do reaktywacji spółki jest jednym wielkim przekrętem".

Pracownik skupu makulatury przy ul. Różanej nie pamięta, ile dostał pieniędzy za sprzedane akcje. Zeznał, że niedużo, ale na pewno więcej niż 3 złote za kilogram - tyle wynosiła cena, za którą każdy, kto bezpośrednio przyszedł do skupu, mógł kupić sobie złożoną tam makulaturę, tj. książki, gazety, dokumenty itp.

Do tej pory Są Okręgowy w Warszawie przesłuchał ok. jednej trzeciej świadków.

Śląska spółka Giesche powstała w latach 20. XX w. Przed wojną wszystkie jej akcje należały do amerykańskiej spółki Silesian-American Corporation. Po wybuchu wojny majątek spółki został przejęty przez Niemców, a potem, w latach 50. znacjonalizowany przez rząd PRL, jako majątek poniemiecki. W latach 60. został zawarty układ indemnizacyjny między rządem Stanów Zjednoczonych i rządem PRL, na podstawie którego rząd PRL wypłacił Stanom Zjednoczonym 40 mln dolarów odszkodowania za znacjonalizowane mienie.

Kilka lat temu akcje tej firmy kupiło na rynku kolekcjonerskim pięciu mieszkańców Pomorza - obecnie oskarżonych w procesie toczącym się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. (PAP)

kjed/ je/ ura/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)