Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Sąd uznał Grażynę Leję za kłamcę lustracyjnego

0
Podziel się:

Krakowski sąd okręgowy uznał w środę, że była wiceminister sportu Grażyna
Leja podała nieprawdę w swoim oświadczeniu lustracyjnym - poinformował PAP w środę rzecznik Sądu
Okręgowego Rafał Lisak.

Krakowski sąd okręgowy uznał w środę, że była wiceminister sportu Grażyna Leja podała nieprawdę w swoim oświadczeniu lustracyjnym - poinformował PAP w środę rzecznik Sądu Okręgowego Rafał Lisak.

W wyniku wszczętego z wniosku o autolustrację postępowania lustracyjnego krakowski sąd uznał, że Grażyna Leja złożyła niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Nie podała w nim, iż na przestrzeni trzech lat udostępniła lokal kontrwywiadowi wojskowemu.

"W ocenie sądu takie zachowanie wymagało podania w oświadczeniu lustracyjnym" - powiedział sędzia Lisak.

Grażyna Leja, uznana za kłamcę lustracyjnego, została pozbawiona prawa pełnienia funkcji publicznych na trzy lata i utraciła prawo wybieralności m.in. do Sejmu i Senatu na taki sam okres. Będzie musiała także opłacić koszty postępowania.

Postępowanie toczyło się z wniosku o autolustrację, złożonego przez Grażynę Leję. W styczniu 2008 roku Leja, ówczesna wiceminister sportu, zajmująca się sprawami turystyki, złożyła dymisję. Oświadczyła wówczas, że z powodu informacji o jej rzekomych kontaktach z tajnymi służbami PRL poczucie lojalności wobec rządu skłoniło ją do złożenia dymisji. Zaprzeczyła jednocześnie stanowczo, aby w jakikolwiek sposób współpracowała z tajnymi służbami.

Jak podawała "Gazeta Wyborcza", powodem dymisji były "przecieki z IPN". Informacjom o przeciekach zaprzeczał IPN. Grażyna Leja powiedziała wówczas "GW": "To sytuacja dla mnie dramatyczna, bo muszę tłumaczyć się z tego, czego nie zrobiłam. Nie współpracowałam z wywiadem, nikogo nie skrzywdziłam. Nie mam pojęcia, komu może zależeć na mojej dymisji, ale dla oczyszczenia sytuacji postanowiłam zrezygnować. Wystąpiłam też o autolustrację".

Według niej w jej teczce mogło być tylko to, że razem z mężem "wynajęli kiedyś mieszkanie jakiemuś wojskowemu". "Miałam wtedy 23 lata. Na nikogo nie donosiłam, będę chciała szybko wyjaśnić tę sytuację" - podkreślała.

Po dymisji Leja wydała oświadczenie. "Pod koniec ubiegłego roku poinformowano mnie, że +w IPN są na mnie jakieś dokumenty+. Nie potraktowałam tej informacji poważnie. Nie tylko bowiem sama najlepiej znam swój życiorys, ale też już trzykrotnie poddawałam się lustracji - ostatnio w roku 2007" - napisała w nim.

"Okazało się jednak, że Instytut Pamięci Narodowej uznał - w momencie, gdy rozpoczęłam pracę w rządzie koalicji PO-PSL - iż dysponuje dowodami, które znacząco mnie obciążają. Cóż to za dowody? Umowa, dotycząca wynajmu mieszkania, którą przed laty podpisałam wraz z mężem. Dziś dowiaduję się, że wynajmujący - którego znałam jako zawodowego żołnierza - związany był z tajnymi służbami PRL. Skąd ja mogłam o tym wiedzieć? Jaki związek ma to z moim dalszym życiem i z moją pracą? Czy przeszkadzało mi to, czy pomagało w ostatnich latach, gdy ciężko pracowałam na to, by wielokrotnie wzrosły zyski Krakowa i jego mieszkańców z turystyki? A jaki ta moja ówczesna +zbrodnia+ mogłaby mieć wpływ na moją działalność w sferze turystyki w skali ogólnokrajowej?" - pytała w oświadczeniu, wyrażając opinię, że "ta śmieszna, a przez to straszna sprawa" ma za cel zaszkodzenie ówczesnemu rządowi.

Wyrok nie jest prawomocny.

Grażyna Leja, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. turystyki, uważana za sprawcę turystycznego sukcesu Krakowa, startowała w wyborach parlamentarnych w 2007 roku z pierwszego miejsca listy PSL w małopolskim okręgu nr 13, mandatu jednak nie zdobyła. W lutym br. odeszła z krakowskiego magistratu do branży turystycznej.(PAP)

hp/ bno/ bk/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)