Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Śląskie: Bytomscy konduktorzy zerwali rozmowy

0
Podziel się:

Protestujący konduktorzy z Przedsiębiorstwa
Komunikacji Miejskiej (PKM) w Bytomiu zrezygnowali w środę z
udziału w negocjacjach z przedstawicielami Komunikacyjnego Związku
Komunalnego GOP (KZK). Okupują siedzibę KZK i czekają na rezultat
czwartkowego posiedzenia Zarządu KZK w ich sprawie.

Protestujący konduktorzy z Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej (PKM) w Bytomiu zrezygnowali w środę z udziału w negocjacjach z przedstawicielami Komunikacyjnego Związku Komunalnego GOP (KZK). Okupują siedzibę KZK i czekają na rezultat czwartkowego posiedzenia Zarządu KZK w ich sprawie.

Bytomscy konduktorzy chcą utrzymania swoich miejsc pracy po wygaśnięciu z końcem maja dwuletniego programu pilotażowego, na podstawie którego zatrudniono w ten sposób 283 wcześniej bezrobotne osoby. W trwających w tej sprawie od połowy kwietnia negocjacjach między konduktorami a KZK, roli mediatora podjął się wicewojewoda śląski, Artur Warzocha.

"Dotychczasowe negocjacje nic nie dały, pan wicewojewoda nie był w stanie nic dla nas załatwić. Od wczoraj pięć osób okupuje siedzibę KZK, dzisiaj dołączyła szósta - w ten sposób chyba więcej możemy uzyskać" - powiedziała PAP w środę przewodnicząca związku zawodowego konduktorów, Laura Klekocka.

Jak dodała, związkowcy oczekują teraz na decyzje odnośnie przyszłości ich pracy, które w najbliższy czwartek mogą zapaść na posiedzeniu Zarządu KZK poświęconym m.in. ich sprawie. Po nim mają zdecydować o formie ewentualnego dalszego protestu. Zwołanie tego posiedzenia było jednym z postulatów związkowców, które przekazali KZK we wtorek wraz z rozpoczęciem okupacji jego siedziby.

Konduktorzy po zakończeniu programu chcą nadal pracować w bytomskich autobusach, utrzymując się z całości zysków ze sprzedawanych przez siebie biletów. Obecnie zyski te są odprowadzane do KZK, który pokrywa część kosztów ich zatrudnienia, a pracę konduktorów na obecnych zasadach uważa za nieopłacalną.

Związkowcy uważają, że ich praca jest dochodowa, a KZK "ściąga od nich haracz". Jak podała w środę Klekocka, tego dnia zaoferowali, że część swoich zysków są skłonni odprowadzać do kasy KZK. Gdy ta propozycja spotkała się z odmową, zdecydowali się zakończyć rozmowy. W ich opinii, w ich sprawie powinny rozmawiać dalej zarządy KZK oraz bytomskiego PKM.

Według informacji rzeczniczki KZK Alodii Ostroch, związek pozostaje przy stanowisku, że możliwe jest podpisanie dalszych umów o pracę z ok. 180 konduktorami, pracującymi na 11 liniach - tam, gdzie - według badań KZK - jest to opłacalne. Kilkadziesiąt pozostałych osób mogłoby zostać kontrolerami biletów.

Konduktorzy okupujący 20. piętro biurowca, w którym trzy kondygnacje zajmuje siedziba KZK, jeszcze we wtorek otrzymali od władz związku prośbę o opuszczenie budynku po zakończeniu godzin pracy. Gdy ją odrzucili, zostali - jak powiedziała Klekocka - "potraktowani jak bandyci".

"Pilnują nas ochroniarze, zamknięto nam też ubikacje. Tylko dzięki uprzejmości zarządcy budynku mogliśmy zjeżdżać - każdorazowo w asyście ochroniarzy - do toalet na pierwszym piętrze. Pracownicy KZK robili sobie też z nami zdjęcia, niewybrednie komentując naszą tam obecność. To oburzające" - podkreśliła konduktorka.

Jak powiedziała PAP Ostroch, ochroniarze pilnują konduktorów, ponieważ podczas podobnego protestu przed rokiem związkowcy spowodowali zniszczenia, malując na ścianach swoje hasła i postulaty. Zapowiedziała też, że protestujący tym razem poniosą odpowiedzialność za ewentualne szkody powstałe w siedzibie KZK. (PAP)

mtb/ bno/

śląskie
wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)