Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Śląskie: Szukała go rodzina, ukrywał się w kopalni - 765 m pod ziemią

0
Podziel się:

#
dochodzi relacja ratownika, który znalazł mężczyznę
#

# dochodzi relacja ratownika, który znalazł mężczyznę #

22.02. Katowice (PAP) - Zaginionego mężczyznę, poszukiwanego od pewnego czasu przez rodzinę, znaleziono w poniedziałek 765 metrów pod ziemią w należącej do Katowickiego Holdingu Węglowego kopalni "Wujek". 46-latek to były górnik; we wrześniu został zwolniony.

Jak poinformował PAP we wtorek rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego Wojciech Jaros, były górnik z prawie dwudziestoletnim stażem pracy ukrywał się w części tego zakładu mieszczącej się w Rudzie Śląskiej, dawniej samodzielnej kopalni Śląsk.

Policja poszukiwała 46-letniego mieszkańca Chorzowa od 2 lutego. Wtedy jego zaginięcie zgłosiła rodzina, ostatni raz był widziany 6 stycznia. Według osób zaangażowanych w akcję ratowniczą, chociaż były górnik mógł przebywać w kopalni wiele dni a nawet kilka tygodni, mało prawdopodobne, by ukrywał się tam bez jedzenia i wody od czasu zniknięcia.

Mężczyznę w poniedziałek po godz. 16. znalazł szef kopalnianej stacji ratownictwa górniczego Adam Goerlich w zabitej od środka deskami dawnej komorze sanitarnej w pobliżu przekopu głównego. Komora służyła jako rzadko odwiedzany skład tablic ostrzegawczych.

Goerlich podczas rutynowego obchodu wyrobisk postanowił sprawdzić liczbę tablic w składzie. Jak mówił we wtorek, gdy zobaczył zabite od wewnątrz gwoździami drzwi do komory, coś go tknęło, że w środku może być człowiek. Gdy wyważył drzwi, zobaczył brodatego wychudzonego mężczyznę.

"Myślałem wtedy, że znalazłem Skarbnika (dobry duch kopalni - PAP). Oczywiście, to teraz można potraktować humorystycznie, ale takie było pierwsze uczucie" - powiedział PAP Goerlich.

B. górnik siedział na ułożonych na spągu (podłodze wyrobiska - PAP) deskach, miał na sobie ubranie robocze. Nie miał obowiązkowego wyposażenia - karty identyfikacyjnej, lampy i aparatu ucieczkowego. "Jak go zapytałem, co on tutaj robi, nie umiał odpowiedzieć. (...) Powiedział tylko, że jest tam od stycznia. Na pytanie, od którego stycznia, nie umiał odpowiedzieć. Nie potrafił wstać na własne nogi, był zarośnięty - miał dość mocno zapuszczoną brodę, kilku- może nawet kilkutygodniową" - relacjonował Goerlich.

"Ten człowiek był na tyle wycieńczony, że przez pierwsze pięć minut nie potrafił wydać praktycznie żadnego sensownego zdania. Potem (po wezwaniu ratowników - PAP) już starałem się, żeby nie naruszyć jego psychiki, rozmawiać z nim na tematy odległe od górnictwa, od tego, jak się tam znalazł" - zaznaczył ratownik, wyjaśniając że mówił odnalezionemu m.in. o wynikach Adama Małysza.

"Jak się rozglądałem, patrzyłem, czy ma jakieś papierki po jedzeniu, nic takiego nie było. W swojej malutkiej torbie miał tylko pustą półtoralitrową plastikową butelkę po wodzie" - wskazał Goerlich dodając, że do komory nie była doprowadzona instalacja z wodą. Wchodząc do komory o długości ok. 5,5 metra i szerokości ok. 2 metry popatrzył na miernik kopalnianych gazów - wszystkie cały czas mieściły się w normach.

Według domysłów pracowników kopalni, byłemu górnikowi w dostaniu się pod ziemię musiało pomóc duże doświadczenie. Znał bowiem drogi, sposoby wejścia, procedury związane ze zjazdami oraz metody omijania systemu kontroli. Wiele osób mogło go kojarzyć z wyglądu nie wiedząc, że już nie jest pracownikiem kopalni. Zapewne przez wiele lat pracy dobrze poznał też podziemne wyrobiska zakładu - sięgające łącznie prawie 100 km.

Zastępca kierownika ruchu kopalni Śląsk Dariusz Wójcik przypuszczał we wtorek, że mężczyzna prawdopodobniej zjechał na dół po wmieszaniu się w tłum górników. Nie wiadomo, czy 46-latek ukrywał się cały czas w tym samym miejscu i czy ktoś mu pomagał. Przewieziony na powierzchnię, został ze względu na odwodnienie i osłabienie odwieziony - w asyście policji - do szpitala w Chorzowie.

Gdy mężczyznę w chorzowskim szpitalu zidentyfikowano jako zaginionego mieszkańca tego miasta, w szpitalu odwiedzili go miejscowi policjanci. 46-latek raczej niechętnie rozmawiał z funkcjonariuszami, ci odebrali od niego oświadczenie, że nie był przez nikogo przetrzymywany i że czuje się dobrze.

"Ponieważ prowadziliśmy postępowanie w sprawie zaginięcia, osoba poszukiwana odnalazła się, a ze strony zakładu pracy dotąd nie wpłynęło zawiadomienie związane np. ze sprowadzeniem przez tę osobę zagrożenia na innych pracowników, nie było potrzeby, aby policjanci wykonywali w tej sprawie dalsze czynności" - wyjaśniła rzeczniczka chorzowskiej policji Justyna Dziedzic.

Z nieoficjalnych sygnałów ze strony Katowickiego Holdingu Węglowego, raczej nie ma planów, aby sprawa była wyjaśniana poprzez organa ścigania. Na razie nie wiadomo, co skłoniło byłego górnika do ukrycia się w dawnym miejscu zatrudnienia. Zgłaszająca zaginięcie rodzina sygnalizowała tylko, że dręczyła go utrata pracy. Przedstawiciele kopalni wyjaśnili, że 46-latka zwolniono we wrześniu dyscyplinarnie - ze względu na nieobecności.

Przedstawiciele Holdingu poinformowali media we wtorek, że we wszystkich kopalniach spółki wdrożono już procedury uszczelnienia systemu identyfikacji i kontroli mające zapobiec w przyszłości podobnym sytuacjom.(PAP)

mtb/ abr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)