Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

SN: 25 lat więzienia w poszlakowym procesie o zabójstwo znajomego

0
Podziel się:

Kara 25 lat więzienia za zabójstwo biznesmena Marka J. w podwarszawskim
Konstancinie jest ostateczna. Sąd Najwyższy oddalił w czwartek kasację obrony skazanego Waldemara
Ch., który po poszlakowym procesie został uznany za winnego zastrzelenia biznesmena w lutym 2004 r.

Kara 25 lat więzienia za zabójstwo biznesmena Marka J. w podwarszawskim Konstancinie jest ostateczna. Sąd Najwyższy oddalił w czwartek kasację obrony skazanego Waldemara Ch., który po poszlakowym procesie został uznany za winnego zastrzelenia biznesmena w lutym 2004 r.

Przed sądami dwóch instancji, które łącznie czterokrotnie orzekały w tej sprawie, stał dylemat: czy Waldemar Ch. jest mordercą, czy ofiarą, którą Marek J. zastraszał "nasłaniem Ukraińców".

Ciało Marka J. znaleziono w lutym 2004 r. w jego samochodzie zaparkowanym w podwarszawskim Konstancinie. W nocy ktoś, siedzący prawdopodobnie na miejscu pasażera, dwukrotnie z bliskiej odległości strzelił mu w głowę. Policja ustaliła, że z tej samej broni w 2002 r. nieznany sprawca strzelał do mężczyzny na warszawskiej Pradze.

Z zeznań żony zabitego wynika, że tamtej lutowej nocy jej mąż pojechał razem z Waldemarem Ch., by załatwić pozwolenie na przebudowę drogi do swojego zajazdu. Z tym problemem biznesmen miał borykać się ponad pół roku - podczas remontu drogi zlikwidowano skręt do jego lokalu, co spowodowało brak klientów i problemy finansowe.

Według kobiety Waldemar Ch. zadeklarował, że za łapówkę pomoże załatwić zezwolenia na przebudowę, bo w urzędzie pracował jego wuj. Urzędnicy mieli wydać zgodę za 35 tys. zł. Ch. miał zapewniać miesiącami, że załatwia sprawę, wreszcie w lutym 2004 r. oświadczył, że decyzja zapadła, ale trzeba dopłacić 12 tys. zł. Ostatni raz Marek J. widziany był żywy, kiedy z Waldemarem Ch. wsiadał do swojego samochodu, by pojechać po zamówiony dokument.

Natomiast Waldemar Ch. trzymał się wersji, że uzyskana decyzja była odmowna, co wprawiło Marka J. w zdenerwowanie. Biznesmen miał mu naubliżać i powiedzieć, że "dzwoni po Ukraińców, by zrobili z nim porządek". W środku nocy miał go wyrzucić z samochodu i odjechać. Oskarżony utrzymywał, że do domu dotarł na piechotę i bał się odwetu Marka J. na rodzinie.

Sądy obu instancji uznały, że rację mają oskarżyciele, a słowa Waldemara Ch. to jego linia obrony, nie zasługująca na wiarę. Poszlaki łączą się w nierozerwalny łańcuch - uznano w wyroku z listopada 2007 r. Mężczyzna został skazany na 25 lat więzienia. Apelacja także nie przyniosła efektu. Obrońca Waldemara Ch. złożył więc skargę kasacyjną, którą w czwartek rozpoznał Sąd Najwyższy.

Według mec. Katarzyny Gajowniczek-Pruszyńskiej, Sąd Apelacyjny w Warszawie dopuścił się błędu proceduralnego i pozbawił oskarżonego prawa do rozpoznania sprawy przez dwuinstancyjny sąd. Stało się tak, zdaniem adwokata, bo SA dokonał własnych ustaleń po przesłuchaniu na rozprawie biegłych. W tej sytuacji - uważa obrona - należało odesłać sprawę do ponownego rozpoznania w I instancji.

Prokurator Józef Gemra i pełnomocnik żony zabitego, mec. Marek Henke, wnieśli o oddalenie kasacji. "Obrona szukała drobiazgów, by rozerwać łańcuch poszlak, ale oskarżenie było słuszne" - powiedział adwokat. Podkreślił, że analiza połączeń telefonicznych Waldemara Ch. i prześledzenie punktów, w których jego telefon komórkowy logował się do stacji przekaźnikowych wskazała, że był on w towarzystwie zabitego. Ponadto - wyliczał mecenas Henke - Marek J. mówił żonie przez telefon, że "krążą z Waldkiem samochodem" po Konstancinie. "Tylko Ch. mógł zabić" - przekonywał.

Sąd Najwyższy podzielił te opinie i oddalił kasację obrony, którą uznał za "oczywiście bezzasadną". "Zarzut, że SA przesłuchiwał biegłych, jest niesłuszny i nielojalny, bo sam obrońca tego się domagał. Uzyskane od biegłych dodatkowe informacje tylko potwierdzały te już posiadane" - mówił w ustnym uzasadnieniu decyzji SN sędzia Piotr Hofmański.

Sędzia przyznał, że ta poszlakowa sprawa była skomplikowana. Dodał zarazem, że nie udało się rozerwać zamkniętego łańcucha poszlak. "Gdy popatrzymy na jego ogniwa, to są tam pewne rysy, ale nie czynią one krzywdy temu łańcuchowi" - dodał SN.

Członkowie rodziny skazanego, obecni w czwartek w sądzie, nie mogli się pogodzić z tym rozstrzygnięciem. Już po rozprawie przekonywali mecenasa Henkego, że Waldemar Ch., ojciec kilkorga dzieci, nie mógł popełnić takiej zbrodni. "Nikt go za rękę nie złapał!" - krzyczała kobieta do adwokata. Zapewniała go, że rodzina nie ustanie w poszukiwaniu nowych dowodów korzystnych dla Waldemara Ch. - wówczas zaistniałaby możliwość wznowienia tej sprawy. (PAP)

wkt/ itm/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)