Sędzia, powołując się na niezawisłość i dobro wymiaru sprawiedliwości, nie może uchylić się od polecenia przełożonego dotyczącego m.in. sprawnego procedowania w sprawach - orzekł we wtorek Sąd Najwyższy, utrzymując karę upomnienia wymierzoną olsztyńskiemu sędziemu.
Sędzia olsztyńskiego sądu rejonowego Jacek I. (autor licznych publikacji m.in. prasowych na temat wymiaru sprawiedliwości) został obwiniony o to, iż w czerwcu ubiegłego roku dopuścił się przewinienia, kiedy - wyznaczony przez przewodniczącego wydziału rodzinnego do poprowadzenia w zastępstwie rozprawy - odmówił wykonania tego polecenia. W kwietniu sąd dyscyplinarny w Białymstoku wymierzył mu karę upomnienia.
"Nie zrobiłem dobrze, to nie jest dla mnie powód do chwały, ale postąpiłem tak, bo od lat zwracam się o dialog w sądzie, żeby cokolwiek usprawnić" - mówił Jacek I., który odwołał się od wyroku wraz ze swoimi obrońcami: sędzią SN w stanie spoczynku Teresą Romer i płockim sędzią SO Dariuszem Wysockim.
Olsztyński sędzia dodał, że nie chciał prowadzić sprawy w zastępstwie chorej koleżanki, bo dowiedział się o tym dzień wcześniej i nie miał możliwości przygotowania się. Zaznaczył też, iż dzięki wytoczonemu mu postępowaniu dyscyplinarnemu wie, że "jakakolwiek forma protestu nie ma żadnego sensu i znaczenia".
Jak wskazywał Wysocki, obwiniony sędzia zachował się emocjonalnie, ale postąpił tak w "obronie pryncypiów". "Instrumentalne traktowanie sędziego upoważnia do zachowania asertywnego, sędzia jest człowiekiem a nie cyborgiem" - mówił. Dodał, że w sądach "powinny być mechanizmy umożliwiające zastępstwo". "To nie może być tak, że sędziego szuka się na zasadzie łapanki i nie informuje o poszerzeniu obowiązków; być może w sądzie powinna istnieć jakaś rezerwa kadrowa" - mówił.
Z kolei Romer przyznała, iż sprzeciw Jacka I. wyrażony był "w zbyt ostrej formie". Wskazała jednak, że sprawa, która się nie odbyła z powodu odmowy, została dokończona przez Jacka I. w innym terminie.
Według olsztyńskiego zastępcy rzecznika dyscyplinarnego, który wnosił o utrzymanie wyroku, obwiniony sędzia nie był bardziej obciążony rozpatrywanymi sprawami od innych sędziów w tym sądzie. Ponadto, jak dowodził zastępca rzecznika, akta sprawy, której rozpatrzenia sędzia odmówił, były mu przekazane jeszcze w maju, tylko ich nie zauważył. Zastępca rzecznika dodał, że "rzucanie aktami sprawy przewodniczącemu na biurko nie mieści się w standardach sędziego". "Ja aktami nie rzucałem, a ciągle o tym słyszę" - odpowiedział Jacek I.
SN zdecydował się, podzielając argumenty rzecznika dyscyplinarnego, wyrok utrzymać. Powołał się przy tym na przepis Prawa o ustroju sądów powszechnych mówiący, iż "sędzia nie może, powołując się na zasadę niezawisłości sędziowskiej, uchylić się od wykonania poleceń w zakresie czynności administracyjnych, jeżeli z mocy przepisów ustawy należą do obowiązków sędziowskich, a także poleceń dotyczących sprawności postępowania sądowego; może jednak domagać się wydania polecenia na piśmie".
"Nawet obwiniony przyznał, że przełożony miał prawo wydać takie polecenie. Rozprawa mogła być odroczona, ale stwierdzenia, że w ogóle na sprawę się nie wyjdzie nie da się usprawiedliwić" - uzasadniał sędzia SN Dariusz Zawistowski.
Z kolei jak zaznaczyła po orzeczeniu SN sędzia Romer, "ta sprawa powinna zwrócić uwagę, żeby nie traktować sędziów w sposób instrumentalny". (PAP)
mja/ malk/ woj/