Kryjówki i zgrupowania islamistów w południowej Somalii stały się w środę celem nowej serii ataków sił lotniczych - podaje agencja Associated Press z Mogadiszu.
Do nalotów doszło w dzień po serii nalotów na te same cele, przeprowadzonych przez amerykańskie lotnictwo. Źródła w Mogadiszu nie potwierdziły, czy środowe naloty zostały przeprowadzone także przez jednostki amerykańskie.
Atak USA na cele domniemanych członków Al-Kaidy w Somalii spowodował śmierć co najmniej 31 ludzi - w Waszyngtonie cytowane przez AP źródła wywiadu USA mówią jednak tylko o 5-10 zabitych - działaczach Al-Kaidy.
Celem nalotów był rejon miejscowości Afmadow, 350 kilometrów na południowy-zachód od stolicy kraju, Mogadiszu. We wtorek dowództwo marynarki wojennej USA wysłało w kierunku wybrzeży Somalii czwartą już jednostkę - lotniskowiec USS "Dwight D. Eisenhower", co ma bezpośredni związek z amerykańskimi nalotami na cele Al-Kaidy. Jednostki amerykańskiej floty, pozostające u somalijskich wybrzeży, czuwają, by z tego kraju nie zbiegli działacze międzynarodowej siatki terrorystycznej, korzystający tu ze schronienia.
Operacje wojskowe USA w Somalii wywołały zaniepokojenie nowego sekretarza generalnego ONZ Ban Ki Muna, który powiedział we wtorek, że taka interwencja amerykańskie może prowadzić do dalszej eskalacji somalijskiego konfliktu, wzrostu przemocy w całym regionie i ofiar wśród ludności cywilnej.
Szef unijnej dyplomacji Javier Solana miał powiedzieć sekretarzowi generalnemu ONZ, że jego zdaniem w Somalii konieczne mogą okazać się siły pokojowe ONZ. Solana podkreślił, że takie siły mogłyby zadecydować o stabilizacji sytuacji w tym kraju, gdzie od 15 lat w praktyce nie istnieje rząd.
Solana wskazał na potrzebę zastąpienia sił etiopskich, uczestniczących w obecnej kampanii wojskowej w Somalii. Wymienił tu Ugandę, zaznaczając jednak, że kraj ten uczestniczy już w misji w Sudanie - stąd też prawdopodobnie to ONZ będzie musiała własnymi siłami zastąpić kontyngenty afrykańskie w Somalii. (PAP)
hb/
0359,0934,arch.