Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Stręk o Nangar Khel: niebezpieczny rejon, ludność wspierała rebeliantów

0
Podziel się:

Dowódca Polskiej Grupy Bojowej (PGB) podczas pierwszej zmiany polskiego
kontyngentu w Afganistanie płk Adam Stręk zeznał w czwartek, że rejon wioski Nangar Khel był jednym
z bardziej niebezpiecznych miejsc w strefie odpowiedzialności PGB.

Dowódca Polskiej Grupy Bojowej (PGB) podczas pierwszej zmiany polskiego kontyngentu w Afganistanie płk Adam Stręk zeznał w czwartek, że rejon wioski Nangar Khel był jednym z bardziej niebezpiecznych miejsc w strefie odpowiedzialności PGB.

"Z informacji wywiadowczych wiedzieliśmy, że miejscowa ludność udzielała wsparcia rebeliantom" - powiedział Stręk przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie, który w czwartek kontynuował proces siedmiu żołnierzy oskarżonych o zabicie 16 sierpnia 2007 r. w Afganistanie cywili.

Feralnego dnia rano konwój z polskimi żołnierzami poruszał się w prowincji Paktika na trasie z bazy Wazi-Khwa do posterunku w Kushmond. Ok. 28 km na północ od bazy w wyniku eksplozji improwizowanego ładunku wybuchowego (tzw. IED) uszkodzeniu uległ transporter Rosomak. Ujęto dwóch rebeliantów. W rejon skierowano dodatkowe siły, które miały m.in. pomóc w ewakuacji uszkodzonego pojazdu. Wśród żołnierzy, których wysłano wtedy, byli także oskarżeni - wówczas z 1. plutonu szturmowego Zespołu Bojowego "C" (Charlie). W wyniku ich działań śmierć poniosło wówczas w wiosce Nangar Khel kilka osób, w tym kobiety i dzieci.

Płk Stręk ocenił w czwartek, że o sile przeciwnika w rejonie świadczył połączony atak - jednoczesne podłożenie tzw. IED i ostrzelanie patrolu. "Kombinowany atak sugerował, że przeciwnik czuł się w regionie bardzo pewnie" - zeznał. Podkreślał, że zatrzymano wówczas groźnego terrorystę - "Pumę".

Świadek zeznał w czwartek, że w dniu tragicznego zajścia otrzymał od dowódcy Wazi-Khwa kpt. Olgierda C. informację, że doszło do zdarzenia, w którym ucierpiała ludność cywilna. Pułkownik relacjonował, że nakazał mu jak najszybsze udanie się na miejsce oraz bieżące informowanie o rozwoju sytuacji i akcji ratowniczej. Dodał, że zameldował o zajściu dowódcy kontyngentu gen. Markowi Tomaszyckiemu. Nawiązał też kontakt z przełożonymi operacyjnymi w rejonie misji z 4. Brygadowej Grupy Bojowej. Nie było jednak dowódcy płk. Martina Schweitzera ani jego zastępcy, bo pierwszy przebywał na urlopie w Stanach Zjednoczonych, a drugi w bazie Bagram.

Stręk - jak mówił - udał się w rejon zdarzenia następnego dnia m.in. w towarzystwie dowódcy Regionalnego Zespołu Odbudowy tzw. PRT (Provincial Reconstruction Team) oraz przedstawicieli afgańskich władz, w tym gubernatora prowincji. "Cały pobyt trwał ok. dwóch godzin, nie dłużej. Atmosfera spotkania była - jak na okoliczności - obojętna. Nie było jakiejś agresji ze strony starszyzny wioski" - zeznał świadek. W ramach zadośćuczynienia, jak wskazał, zdecydowano m.in. o przetransportowaniu do szpitali członków rodzin osób poszkodowanych, wypłacie odszkodowań i udzieleniu pomocy rzeczowej.

"Po powrocie dowódca PRT sporządził meldunek dla dowódcy brygady amerykańskiej, zapoznałem się z nim. Koncentrował się w nim głównie na sposobie, w jaki mieliśmy zniwelować negatywne skutki zdarzenia. Nie było tam nic o okolicznościach zajścia. Była relacja z szury (zebrania starszyzny-PAP) i informacje o silnej aktywności rebeliantów w tym obszarze, co potwierdzali w rozmowach także mieszkańcy wsi w czasie spotkania" - powiedział płk Stręk.

Stręk mówił, że rozmawiał po pewnym czasie od zdarzenia w Nangar Khel z płk. Martinem Schweitzerem. "W żaden sposób nie wskazał on na niezgodne z zasadami użycie siły przez moich żołnierzy" - powiedział. "Chwalił za załagodzenie sytuacji po zajściu. Mówił, że zostało to zorganizowane w sposób modelowy dla sił ISAF. Gdyby stwierdzono jakieś naruszenie, zostałbym o tym poinformowany" - dodał.

Płk Stręk pytany czy otrzymywał meldunki dot. wadliwości moździerza LM 60 lub pocisków powiedział, że przypomina sobie jeden taki przypadek. "Jedyna sytuacja, o której wiedziałem, to raz zameldowano, iż po oddaniu strzału pociski koziołkują. Nakazano strzelanie testowe, po oględzinach moździerza w lufie stwierdzono zadziory. Egzemplarz moździerza wycofano i zastąpiono innym" - powiedział. Dodał, że nie przypomina sobie, by docierały do niego informacje o wadliwości moździerza pierwszego plutonu, w składzie którego byli oskarżeni. (PAP)

ktl/ itm/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)