Syryjskie siły rządowe użyły gazu łzawiącego, a także ostrej amunicji do rozproszenia w piątek tysięcy demonstrantów, którzy domagali się w Syrii ustąpienia prezydenta Baszara el-Asada; rannych zostało wiele osób - poinformowały grupy opozycyjne.
Rozprawianie się z demonstrantami, a także inne akcje sił rządowych i ataki rebeliantów są rzeczą codzienną w Syrii mimo obecności ponad 250 obserwatorów ONZ, którzy monitorują przestrzegania rozejmu wynegocjowanego przez międzynarodowego wysłannika Kofiego Annana - pisze agencja AP. Choć do aktów przemocy dochodzi każdego dnia, sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun powiedział w czwartek, że nie ma planu "B" dla inicjatywy Annana.
Dane na temat piątkowych zajść przedstawiło Syryjskie Obserwatorium ds. Praw Człowieka z siedzibą w Londynie, które ma w kraju sieć aktywistów, oraz opozycyjne Lokalne Komitety Koordynacyjne, które organizują w terenie ruch protestu.
Według tych źródeł w mieście Inkhel na południu Syrii kilka osób zostało rannych, gdy żołnierze otwarli ogień do protestujących; w regionie Hims siedem osób odniosło obrażenia w następstwie użycia broni przez siły bezpieczeństwa.
W stolicy Syrii Damaszku użyto gazu łzawiącego, by rozpędzić demonstrację, która zaczęła się, gdy uczestnicy protestu opuścili meczet po piątkowych modłach.
O wielkiej demonstracji poinformowano także z miasta Aleppo (Halab) w północno-zachodniej Syrii, które - jak pisze Associated Press - w trakcie powstania popierało zasadniczo Asada, lecz gdzie w ostatnich tygodniach nasiliły się nastroje antyreżimowe.
Akty przemocy przenikają też przez granicę; w sąsiednim Libanie w starciach zwolenników i przeciwników Asada zginęło w ostatnich dwóch tygodniach co najmniej 10 osób.
We wtorek, jak informowały władze syryjskie i libańskie, uzbrojeni napastnicy uprowadzili w Syrii kilkunastu libańskich pielgrzymów - szyitów, co doprowadziło do gwałtownych protestów szyitów w Bejrucie. W piątek poinformowano o uwolnieniu pielgrzymów. (PAP)
mmp/ ap/
11490675 11490101