Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Szołtysek: górnośląska tradycja Świąt bogata, bo stara

0
Podziel się:

Górnośląska tradycja związana z Bożym Narodzeniem jest różnorodna, co
świadczy o jej dawności - wskazuje publicysta i znawca regionu Marek Szołtysek. Ma też specyficzne
elementy - np. do Wigilii zasiadają tylko domownicy, a Nowy Rok nie jest specjalnie obchodzony.

Górnośląska tradycja związana z Bożym Narodzeniem jest różnorodna, co świadczy o jej dawności - wskazuje publicysta i znawca regionu Marek Szołtysek. Ma też specyficzne elementy - np. do Wigilii zasiadają tylko domownicy, a Nowy Rok nie jest specjalnie obchodzony.

"Tradycje oczywiście mogą się mieszać - jak w mieszanym małżeństwie, gdzie ktoś nie jest Ślązakiem lub Ślązaczką. Według moich osobistych badań, zwykle jednak wygrywa wtedy śląska tradycja - jest bogatsza, ciekawsza, bardziej wyrazista. Śląska kultura jest staropolską kulturą, która na Śląsku przetrwała w wielu elementach do dzisiaj. Ona jest nie tylko ciekawa, ale jest też praktykowana" - powiedział PAP Szołtysek.

Według badaczy, kulturowe i historyczne czynniki uczyniły ze Śląska miejsce styku różnych wpływów. Efektami są np. zróżnicowanie gwary śląskiej w zależności od miejscowości, ale też różnorodność przygotowywanych tam potraw świątecznych. "Choć one nawet mogą się tak samo nazywać, ale w każdym domu są troszeczkę inaczej gotowane - no i w różnych ilościach. Np. makówek przed laty robiło się ogromne ilości - kilkanaście kilogramów naraz" - wskazał Szołtysek. "I nadal w wielu domach robi się ich dużo" - zaznaczył.

Typowo śląska - oprócz makówek - jest też konopiotka, czyli wywar z tłuczonych konopi. Konopie trzeba potłuc tłuczkiem, zalać wodą i gotować. Aby zupa nie była gorzka, trzeba tak długo wylewać wodę i tłuc konopie, aż wywar będzie prawie czysty. Dodaje się kawałek cebuli, listek bobkowy, zagotowuje się i zagęszcza mlekiem z mąką. Podaje się z krupami, czyli kaszą - na słodko lub na słono. Czasami na Śląsku je się też siemieniotkę - z siemienia lnianego, ale ta zupa zdarza się też np. w sąsiednim Zagłębiu.

Na śląski stół wigilijny po zupie trafiają różne śledzie, w śmietanie, occie. Ryba, pieczony karp. Kapusta z grochem, z grzybami suszonymi. Makówki i moczka, czyli gęsta słodka zupa z bakalii i suszonych owoców zmieszanych z rozmoczonym, zagotowanym i duszonym piernikiem w wielkim garze. Czasem do tego kompot z suszek, a czasem tzw. bryje, czyli rozwodnione konfitury, które w niektórych miejscach również nazywano moczką - "o co się naprawdę już idzie powadzić (pokłócić - PAP)" - zaznaczył Szołtysek.

"Dzisiaj wszyscy mówią - dwanaście potraw czy siedem, czy dziesięć. Niektórzy się do tego już przyzwyczaili, bo tak babcia robiła. Ale widać, że to tradycja szlachecka - nie chłopska, tylko dostosowana. Ślązaki od Wigilii aż do Trzech Króli żywiły się makówkami, czyli bułkami z makiem i to jeszcze nie na mleku, a na wodzie, żeby im to nie skisło, nie zepsuło się. Oni to robili w takich wielkich wannach - z maku, wody, chleba lub bułki, no i słodzone to było" - wyjaśnił publicysta.

Mówiąc o rybach przypomniał, że słowo Śląsk oznacza w ogóle miejsce podmokłe. "Tutaj tych stawów, mokradeł było dużo, tylko na początku nie było tu karpi, a jakieś inne ryby. Od średniowiecza dopiero, od Austrii przez Czechy przychodziły kapry, czyli karpie. Po Śląsku mówi się na karpia kaper - tak jak po czesku. Potem gdzieś w Polsce podchwycono tę tradycję wokołośląską i karp został rozpowszechniony" - zaznaczył Szołtysek.

Badacz dodał też, że Wigilia na Śląsku spędzana jest tradycyjnie tylko wśród domowników. "Są takie części Górnego Śląska, gdzie w czasie Wigilii nie wolno wyjść z domu, nie wolno wstać od stołu. Dlatego tradycja otwierania domu dla zbłądzonego wędrowca czy pustego talerza na Śląsku nie ma sensu - choć niektórzy to robią pod wpływem telewizji - ponieważ Ślązak "nie wstawo od stołu". Jakby kto zaklupał (zapukał - PAP), to by mu nie miał nawet kto otworzyć" - śmiał się Szołtysek.

Dopiero w pierwsze Święto po nieszporach na Śląsku rozpoczyna się zwyczajowe odwiedzanie krewnych i znajomych. "I te odwiedzania były do Trzech Króli. Na Śląsku specjalnie się Sylwestra nie obchodzi. Skoro były imprezy od Wigilii do Trzech Króli, kogo to miało podniecać - jakiś jeden wieczór?" - zauważył Szołtysek.

Przypomniał też m.in. że na Śląsku nigdy nie było kolędników - grup przebierańców chodzących w okresie bożonarodzeniowym od domu do domu z głośnym śpiewem i życzeniami pomyślności. Czasem z kolędą chodzili pastuszkowie. Bliżej Małopolski, np. w Mysłowicach, zdarzały się też "herody", ale to - według Szołtyska - już wpływy nieśląskie.(PAP)

mtb/ hes/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)