Dziesięć osób, w tym czterech żołnierzy i dziennikarz, poniosło śmierć podczas pierwszych od rozpoczęcia przed miesiącem demonstracji opozycji w Bangkoku walk między "czerwonymi koszulami" a siłami bezpieczeństwa.
Urząd gubernatora stolicy Tajlandii, informując o ofiarach sobotnich bezpośrednich starć ze zwolennikami byłego premiera Thaksina Shinawatry, siłą odsuniętego od władzy, potwierdził także liczbę rannych: rany i obrażenia w sobotnich starciach odniosło 500 osób, w tym co najmniej 20 żołnierzy. Zostali oni ranni od eksplozji granatu.
Jak podała telewizja tajlandzka, wśród zabitych jest japoński kamerzysta.
Po raz drugi w ciągu ostatnich 24 godzin od otrzymania rozkazu odzyskania kontroli nad handlowym centrum Bangokoku siły bezpieczeństwa użyły kul gumowych i armatek wodnych. Starcia trwały m.in. w pobliżu gmachu, gdzie mieszczą się agendy ONZ. Zebrało się tam około czterech tysięcy demonstrantów.
"Siły rządowe prowadzą działania zmierzające do odzyskania kontroli nad dzielnicami okupowanymi przez demonstrantów" - oświadczył rzecznik tajlandzkiego rządu Panithan Wattanayakorn.
Według rzecznika, "czerwone koszule" blokują ulice za pomocą samochodów ciężarowych i innych pojazdów, aby nie dopuścić sił bezpieczeństwa do handlowej i turystycznej dzielnicy Bangkoku, która stała się bastionem opozycji.
Opozycjoniści uzbrojeni w zaostrzone bambusowe tyczki skutecznie stawili policji opór na moście Makkhawan łączącym starą część miasta z handlowym "city".
W północnej części Bangkoku grupa przeciwników rządu ponownie przystąpiła w sobotę do oblężenia budynku, na dachu którego znajduje się antena nadawcza prorządowej telewizji Thaicom. "Czerwone koszule" okupowały w piątek przejściowo ten gmach, aby zmusić rząd do "odblokowania" sygnału opozycyjnej stacji telewizji P-TV.
Dowódca naczelny tajlandzkich sił lądowych generał Anupong Paojinda zanim doszło do bezpośrednich starć między wojskiem i policją a demonstrantami oświadczył w sobotę rano, że żołnierze będą musieli się wycofać, ponieważ "nie zamierzają strzelać do ludzi".
Nieco później przedstawiciel rządu wezwał opozycję do "zawieszenia broni".
Od środy obowiązuje w Bangkoku stan wyjątkowy. Pozwala on formalnie wojsku na objęcie kontroli nad miastem, wydanie zakazu zgromadzeń ulicznych, wprowadzenie godziny policyjnej oraz cenzurowanie mediów.
"Czerwone koszule" domagają się przyspieszonych wyborów parlamentarnych i ustąpienia premiera Abhisita Vejjajivy, który - jak podkreślają" - objął władzę nielegalnie w 2008 roku. (PAP)
ik/ mc/
6010598 6010542 6013068 6012892