Do gwałtownych starć tajlandzkiego wojska z antyrządowymi demonstrantami doszło w piątek w Bangkoku. Jedna osoba zginęła, co najmniej 12 zostało rannych. Były premier Thaksin Shinawatra wezwał rząd do wycofania armii i podjęcia negocjacji z protestującymi.
Żołnierze użyli gazu łzawiącego, a następnie gumowych kul wobec osób protestujących na trasie prowadzącej do obozowiska w centrum bankowo-handlowym Bangkoku. Przez kilka godzin demonstranci usiłowali nie dopuścić żołnierzy do tego okupowanego od pięciu tygodni głównego miejsca protestu.
Jak poinformowała miejscowa telewizja wojsko strzelało w okolicy parku Lumphini. Strzały słyszano też niedaleko głównego obozowiska demonstrantów.
Tymczasem obalony w 2006 roku Thaksin zaapelował do władz, aby wycofały wojsko i podjęły na nowo negocjacje z demonstrantami, zwanymi od koloru stroju "czerwonymi koszulami". "Uważam, że rozwiązanie polityczne wciąż jest możliwe; premier (Abhisit Vejjajiva) może uniknąć większej liczby ofiar i ocalić nasz kraj" - napisał Thaksin w komunikacie, przekazanym przez swego doradcę prawnego w Bangkoku.
Demonstracje w tajlandzkie stolicy zapoczątkowali przed dwoma miesiącami właśnie zwolennicy Thaksina, który w czasie swych rządów próbował wprowadzać pewne reformy na rzecz uboższych warstw ludności.
W sumie w starciach, do których doszło w ostatnich tygodniach, zginęło w Bangkoku ok. 30 osób, a ponad 900 zostało rannych. (PAP)
cyk/ ap/
6233238 6233332