Stosunki między W. Brytanią a Irakiem doznały bardzo poważnego uszczerbku po tym, jak rząd w Bagdadzie poprosił o pomoc w operacji przeciwko szyickim milicjom w Basrze wojska USA zamiast brytyjskich - pisze w czwartek dziennik "Times".
Jak podaje londyńska gazeta, około 550 amerykańskich żołnierzy zostało wysłanych z Bagdadu do Basry, by dołączyli do 150 Amerykanów służących wraz z siłami irackimi w tym mieście na południu Iraku.
"Times" pisze, powołując się na brytyjskie ministerstwo obrony, że irackie władze nie poprosiły brytyjskich sił stacjonujących na lotnisku pod Basrą o wsparcie we wczesnym stadium operacji przeciwko Armii Mahdiego - bojówkom radykalnego duchownego szyickiego Muktady as-Sadra.
Jak dowiedział się dziennik, kiedy dowódca brytyjskiej 4. Brygady Zmechanizowanej brygadier Julian Free chciał dowiedzieć się o co chodzi, premier Iraku Nuri al-Maliki, który osobiście nadzorował w Basrze operację przeciwko sadrystom, nie chciał się z nim spotkać.
"Times" podaje, że Free udał się do Basry z amerykańskim generałem Lloydem Austinem 27 marca - dwa dni po rozpoczęciu operacji. Podczas spotkania z Malikim iracki premier rozmawiał tylko z amerykańskim wojskowym.
Dziennik pisze, powołując się na anonimowe źródło, że doszło do "katastrofalnej porażki dyplomatycznej" Londynu. Spekuluje się również - jak pisze "Times" - że od rozpoczęcia operacji w Basrze Maliki nie chciał rozmawiać z brytyjskim premierem Gordonem Brownem. Rządowe źródła w Londynie podały natomiast, że Maliki rozmawiał przez telefon z Brownem, kiedy ten przebywał na szczycie NATO w Bukareszcie.
Źródła w brytyjskim ministerstwie obrony minimalizują znaczenie afrontu wobec brygadiera Free, mówiąc, że "Maliki utrzymuje stosunki tylko z ludźmi na określonym szczeblu". Jak podają te źródła, w tym czasie nie było w Iraku brytyjskiego generała Barneya White'a-Spunnera, dowódcy Wielonarodowej Dywizji Południe- Wschód.
Siły brytyjskie zostały w końcu zaangażowane w operację przeciwko Armii Mahdiego, ale nie w samej Basrze. (PAP)
cyk/ ap/
Int.