Uciszenie piejącego koguta, przetłumaczenie hasła mającego znaleźć się w tatuażu - z takimi dziwacznymi prośbami w ubiegłym roku spotkali się członkowie brytyjskiego personelu dyplomatycznego na całym świecie - wynika z dorocznego raportu Foreign Office.
W sumie konsulaty brytyjskie na świecie otrzymały w zeszłym roku ponad milion próśb i wniosków. Pomocy udzielono ponad 52 tys. brytyjskich obywateli, którzy znaleźli się w tarapatach za granicą. Zazwyczaj chodzi o poważne problemy, jak aresztowania, choroby, zgony czy napady, których ofiarą padli Brytyjczycy.
Zdarzają się jednak prośby bardziej nietypowe, np. o pomoc w zdobyciu biletów na olimpiadę czy przetłumaczenie hasła, które chciał sobie wytatuować pewien mężczyzna w Rzymie.
W Tel Awiwie pewna kobieta poprosiła personel, by przekonał jej męża do zadbania o siebie i przejścia na zdrową dietę, ponieważ planowała ciążę. W stolicy Malezji, Kuala Lumpur, konsulów poproszono o pomoc w opłaceniu międzynarodowej szkoły dla dzieci. W Sztokholmie pewien mężczyzna zwrócił się do pracowników konsulatu, by sprawdzili referencje kobiety, którą poznał w internecie.
Steve Jones, szef brytyjskiego centrum kontaktowego w hiszpańskiej Maladze, które zajmuje się wnioskami niekonsularnymi spływającymi do ambasad i konsulatów w południowej Europie, wspomina, że jeden z interesantów prosił o podanie nazwy zegarka, jaki w latach 1942-1955 nosili marynarze brytyjskiej marynarki wojennej.
Minister ds. konsularnych Mark Simmonds podkreślił, że służby konsularne nie są w stanie pomóc w organizacji podróży czy spotkań towarzyskich. "Pomagamy tym, którzy mają za granicą poważne problemy: ofiarom przestępstw, rodzinom, które straciły za granicą najbliższych, czy aresztowanym Brytyjczykom" - zaznaczył. (PAP)
ksaj/ ro/