Minister obrony Ukrainy Mychajło Jeżel potwierdził w piątek, że władze morskie jego kraju nie wpuściły na ukraińskie wody terytorialne w Cieśninie Kerczeńskiej okrętu desantowego rosyjskiej Floty Czarnomorskiej "Azow". Wcześniej informowały o tym media.
Przyczyną incydentu była odmowa uiszczenia opłaty nawigacyjnej, której Ukraińcy domagali się od Rosjan za przeprowadzenie "Azowa" przez swe terytorium.
Do zdarzenia w cieśninie, która łączy Morze Czarne z Morzem Azowskim, doszło w czwartek. Media, które przekazały tę informację podkreślały, że w historii stosunków ukraińsko-rosyjskich podobne incydenty nie miały dotychczas miejsca.
"Okręt ("Azow"), o ile mi wiadomo, na granicy bezpieczeństwa nawigacyjnego przepłynął (cieśninę) bez pomocy (ukraińskiego) nawigatora, po czym udał się do (rosyjskiego) portu Azow" - oświadczył Jeżel na konferencji prasowej w Kijowie.
"Za usługi nawigacyjne trzeba płacić" - podkreślił ukraiński minister obrony.
W dniu zdarzenia media informowały, że po odmowie uiszczenia zapłaty ukraińskim służbom morskim kapitan "Azowa" przeprowadził okręt przez rosyjską część Cieśniny Kerczeńskiej.
Poprzednie władze Ukrainy z byłym, prozachodnim prezydentem Wiktorem Juszczenką nalegały, by stacjonująca na Krymie rosyjska Flota Czarnomorska opuściła ich kraj w 2017 roku, tak, jak było zapisane we wcześniejszych umowach w tej sprawie.
W kwietniu 2010 roku, po dojściu do władzy obecnego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza, Kijów zgodził się na przedłużenie umowy o stacjonowaniu Floty Czarnomorskiej na Krymie o 25 lat. W zamian za to Rosjanie obiecali udzielić Ukrainie 30-procentowej obniżki ceny gazu.
Obecnie władze Ukrainy twierdzą, że mimo zgody na wydłużenie okresu pobytu rosyjskiej floty na Krymie, Kreml nie przestrzega ustaleń w sprawie cen gazu. Kijów stara się doprowadzić do zmiany obowiązujących kontraktów na dostawy błękitnego paliwa z Rosji, a przede wszystkim obniżenia jego ceny, jednak Moskwa się na to nie zgadza.
Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)
jjk/ ap/