Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Umowa Afganistan-USA: strategiczne porozumienie czy obietnice?

0
Podziel się:

Podpisane na początku maja porozumienie o strategicznej współpracy między USA
i Afganistanem zostało okrzyknięte fundamentem polityki Zachodu po 2014 r., czyli po wycofaniu
zachodnich wojsk. Umowa jest jednak litanią obietnic, a nie konkretnych zobowiązań.

Podpisane na początku maja porozumienie o strategicznej współpracy między USA i Afganistanem zostało okrzyknięte fundamentem polityki Zachodu po 2014 r., czyli po wycofaniu zachodnich wojsk. Umowa jest jednak litanią obietnic, a nie konkretnych zobowiązań.

Prezydent USA Barack Obama zdecydował się na nocną wizytę w Kabulu, by z afgańskim prezydentem Hamidem Karzajem zawrzeć strategiczne porozumienie przed majową naradą przywódców NATO, a także listopadowymi wyborami prezydenckimi w USA.

Umowa z Karzajem miała uspokoić Afgańczyków, że po wycofaniu wojsk Zachód nie zapomni o nich, tak jak zapomniał pod koniec lat 80., gdy wykrwawił w Afganistanie okupującą go wówczas Armię Radziecką i przyspieszył upadek ZSRR i komunizmu.

Umowa miała też być przestrogą dla sąsiadów Afganistanu, by nie liczyli, że po ewakuacji zachodnich wojsk będą mogli wtrącać się w afgańską politykę.

Dla zachodnich sojuszników zaś umowa miała być zachętą, by będąc pewni, że Ameryka pozostanie w Afganistanie na długo, ufniej i głębiej sięgnęli do kieszeni po pieniądze na utrzymanie afgańskiego państwa.

O ile podpisując umowę z Afganistanem prezydent USA komunikował Afgańczykom, że Ameryka nie zamierza wycofywać się z Afganistanu, to amerykańskich wyborców Obama przekonywał, że właśnie żegna się z nim na dobre.

Najważniejszym postanowieniem strategicznego porozumienia jest zobowiązanie, że po wycofaniu zachodnich wojsk z Afganistanu w 2014 r. przez następnych 10 lat Amerykanie nadal utrzymywać będą tam część swoich wojsk, a także wspierać finansowo afgański rząd.

Umowa nie określa jednak liczebności amerykańskich wojsk (Waszyngton myśli o 15-20 tys. żołnierzy), ani statusu wojskowych baz, w których zostaną rozmieszczeni. Afgańczycy upierają się, że Amerykanie będą jedynie ich lokatorami. Amerykanie chcą mieć z kolei większą niezależność.

Umowa nie mówi też o żadnej sumie, jaką Amerykanie mieliby płacić za dzierżawę baz, a także na utrzymanie afgańskiego państwa. Karzaj błagał, by obiecać mu nawet mniej pieniędzy, ale na piśmie. Obama odrzucił te prośby, tłumacząc, że o wysokości pomocy co roku decyduje Kongres.

W umowie nie ma też słowa o tym, jakim sądom będą podlegać amerykańscy żołnierze, rozmieszczeni w afgańskich bazach. Afgańczycy domagają się, by Amerykanów w Afganistanie stawiać przed afgańskimi trybunałami. Amerykanie nigdy wcześniej się na to nie zgodzili.

Choć Kabul i Waszyngton dały sobie rok na porozumienie w tych kwestiach, szanse na zgodę są marne. Amerykanie nie zgodzą się wydawać swoich obywateli obcym sądom, Karzaj zaś związany jest zeszłoroczną decyzją Loja Dżirgi, czyli rady przywódców politycznych, duchowych, religijnych i plemiennych, będącej najwyższym organem władzy w Afganistanie. Uzależniła ona zgodę na obecność w Afganistanie obcych wojsk od sądzenia cudzoziemskich żołnierzy przez afgańskie trybunały.

Strategiczna umowa orzeka, że w zamian za amerykańską pomoc Afganistan zobowiązuje się do walki z korupcją, a także do przestrzegania praw człowieka ze szczególnym uwzględnieniem praw kobiet. Umowa nie przewiduje jednak żadnych sankcji, jeśli władze z Kabulu się z tych obietnic nie wywiążą.

Taką samą obietnicą jedynie pozostaje zobowiązanie się Amerykanów, by wywalczyć dla Afganistanu status "głównego sojusznika NATO". Status taki nie oznacza jednak obowiązku NATO, by spieszyć Afgańczykom z pomocą, gdy ich kraj zostanie zaatakowany.

Wielką swobodę dla interpretacji pozostawiono też w punkcie umowy, zabraniającym Amerykanom podejmowania z terytorium Afganistanu jakichkolwiek zaczepnych operacji zbrojnych przeciwko innym państwom. Ambasador USA Ryan Cocker natychmiast zapowiedział, że nie oznacza to, że z afgańskich baz Amerykanie nie będą mogli dokonywać rajdów na Pakistan czy Iran w ramach "samoobrony".

Umowa strategiczna musi zostać zatwierdzona przez parlamenty USA i Afganistanu i przewiduje, że każda ze stron może od niej odstąpić z rocznym wypowiedzeniem.

Powodem unieważnienia umowy może stać się niezgoda Amerykanów na wydawanie ich żołnierzy afgańskim sądom (ta sprawa uniemożliwiła utworzenie amerykańskich baz w Iraku) lub każdy incydent, w którym w wyniku amerykańskich pacyfikacji zginą afgańscy cywile.

Tuż po podpisaniu przez Obamę umowy i po opuszczeniu przez niego Kabulu pod amerykańskimi bombami zginęło kilkunastu cywilów, w tym pięcioro dzieci w prowincjach Helmand i Badghis. "Umowa o współpracy z Amerykanami ma chronić Afgańczyków, a nie narażać ich na niebezpieczeństwo" - wściekał się nazajutrz Karzaj. Następnego dnia w wyniku amerykańskich nalotów w podkabulskich prowincjach Kapisa i Logar znów zginęło kilkunastu cywilów.

Wojciech Jagielski

wjg/ jhp/ mag/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)