Mimo ostatnich sukcesów militarnych sił NATO w Afganistanie, perspektywy zakończenia wojny są odległe wskutek trudności z rozwiązaniem politycznych problemów w tym kraju i pozostawieniem tam stabilnych rządów po wycofaniu wojsk NATO - podkreśla prasa w USA.
W czwartkowym "Wall Street Journal" Con Coughlin wyraża opinię, że wyznaczony przez prezydenta Baracka Obamę terminarz przewidujący początek wycofywania wojsk USA z Afganistanu w lecie 2011 roku, nie da się utrzymać bez ryzyka wtrącenia kraju w chaos i ponownego przejęcia władzy przez talibów.
Jak pisze Coughlin z Kabulu, "niezwykle optymistyczny harmonogram wypełnienia misji, który przedstawił Obama, może podważyć efekty strategii wojskowej wprowadzanej w życie przez dowódcę wojsk NATO, generała Stanleya McChrystala".
"Wyżsi dowódcy sił NATO w Afganistanie są pewni, że potrafią zniszczyć większość terrorystycznej infrastruktury talibów w Afganistanie w tym roku. Może to się jednak okazać pyrrusowym zwycięstwem, jeżeli w jej miejsce nie zostanie utworzony skuteczny i praworządny system administracji" - pisze autor, redaktor brytyjskiego "Daily Telegraph".
"Pomimo miliardów dolarów, które Waszyngton wydaje na szkolenie nowych kadr policji i urzędników państwowych, Afgańczycy potrzebują jeszcze wielu lat, zanim będą w stanie sami rządzić efektywnie swoim krajem" - czytamy w artykule.
Jednym z głównych problemów - pisze z kolei w "Washington Post" David Ignatius - jest skorumpowany prowincjonalny rząd w Kandaharze kierowany przez Ahmeda Wali Karzaja, brata prezydenta Hamida Karzaja.
Symbolizuje on podstawowy dylemat, przed jakim stoją siły NATO w Afganistanie. Zgodnie z obietnicami danymi Afgańczykom chcą oni ukrócić korupcję i poprawić sprawność miejscowych władz, ale obawiają się usuwać przywódców w rodzaju Ahmeda Karzaja, gdyż są oni tak silnie powiązani z resztą struktur władzy, że ich wyeliminowanie z rządów grozi chaosem i powstaniem politycznej próżni, którą mogą wypełnić talibowie.
"Reformowanie lokalnego rządu jest jak rozmontowywanie piramidy z patyków. Jeden błędny ruch i cały stos runie. Jednak jeżeli USA będą podtrzymywały istniejącą strukturę władzy, stworzą wrażenie, że przyzwalają na korupcję, co jest złym przesłaniem dla opinii w Afganistanie i w USA" - pisze Ingnatius z Kandaharu.
"Ignorancja co do polityki afgańskiej komplikuje realizację planu USA w Afganistanie. (...) Najtrudniejszą częścią tej wojny, paradoksalnie, nie jest walka na froncie, którą wojsko prowadzi znakomicie, lecz walka w afgańskiej sferze politycznej, o której wiemy bardzo mało" - konkluduje autor.
Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ ap/