Amerykańscy senatorowie z obu Partii - Demokratycznej i Republikańskiej - uzgodnili tekst wspólnej rezolucji krytykującej plan wysłania dodatkowych 21,5 tys. żołnierzy do Iraku. Rezolucja sformułowana jest jednak łagodniej niż poprzednia jej wersja opracowana przez Demokratów.
Debata i głosowanie nad rezolucją - która nie będzie prawnie wiążąca dla prezydenta Busha, ale może mieć spore znaczenie polityczne - odbędzie się w przyszłym tygodniu.
Prezydencki plan tymczasowego zwiększenia liczby wojsk w Iraku określano w pierwotnym projekcie rezolucji jako "niezgodny z interesami narodowymi USA".
Projekt ten został uchwalony w ubiegłym tygodniu w senackiej Komisji Spraw Zagranicznych głosami demokratycznej większości, do której przyłączył się republikański senator Chuck Hagel.
Po naleganiach republikańskiego przewodniczącego Komisji Sił Zbrojnych Senatu, Johna Warnera, passus ten usunięto z nowej rezolucji. Dodano w niej natomiast zapis mówiący, iż Senat obiecuje nie cofać administracji funduszy na dodatkowe wojska.
Po negocjacjach, senatorowie z obu partii przystali na propozycje Warnera.
Argumentował on, że aby przekonać więcej Republikanów do głosowania za rezolucją, trzeba złagodzić jej język. Liderzy demokratyczni, z przywódcą większości, senatorem Harrym Reidem, zgodzili się z tym.
Aby uchwalić rezolucję, trzeba zapewnić jej większość co najmniej 60 głosów (na 100), gdyż inaczej opozycja może ją blokować za pomocą tzw. filibuster, czyli długimi przemówieniami niedopuszczającymi do końcowego głosowania. (Do zakończenia takiej debaty potrzeba minumum 60 głosów).
W Izbie Reprezentantów dojdzie prawdopodobnie do uchwalenia podobnej rezolucji, ponieważ demokratyczni liderzy starają się ją sformułować na wzór rezolucji w Senacie.
Demokratyczna przewodnicząca Izby Nancy Pelosi powiedziała jednak w środę, że będzie forsowała także uchwałę zobowiązującą Busha do rozpoczęcia wycofywania wojsk z Iraku.
Biały Dom skrytykował poczynania w Kongresie. Rzeczniczka prezydenta Dana Perino powiedziała, że rezolucje sprzeciwiające się wzmocnieniu wojsk w Iraku są na rękę wrogom USA, gdyż sugerują, iż Amerykanie nie są zjednoczeni w sprawie zwycięstwa w wojnie.
Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ ro/
