Stosunkowo spokojny przebieg, choć nie pozbawiony pewnych napięć, miała wielka manifestacja po południu w centrum Rzymu przeciwko wizycie prezydenta George'a W. Busha. Nie obyło się bez interwencji policji i gazów łzawiących.
W proteście, zorganizowanym pod hasłem ""No war, no Bush" udział wzięło według policji 12 tysięcy osób. Organizatorzy zaś twierdzili, że było ich 150 tysięcy.
W tym samym czasie drugi protest przeciwko Bushowi odbył się na Piazza del Popolo.
Oba protesty zorganizowała radykalna włoska lewica przy wsparciu licznych ruchów i stowarzyszeń oraz sympatyków.
Pokojowa demonstracja prowadziła trasą od Piazza della Repubblica przez Plac Wenecki do Piazza Navona. W wiecu uczestniczyli antyglobaliści, pacyfiści, politycy koalicyjnej partii Zielonych oraz kilku polityków skrajnej lewicy.
Protestowali nie tylko przeciwko wizycie Busha i wojnie w Iraku, ale także,jak to ujęto na jednym z transparentów, "polityce wojny rządu Prodiego".
Niepokoje zanotowano na Piazza Navona, gdzie doszło do próby sił z policją.
Do niepokojow doszło także na jednej z głównych ulic, gdzie manifestanci obrzucili kamieniami i butelkami funkcjonariuszy. Ci zaś użyli gazów łzawiących.
Demonstracja wyruszyła z półtoragodzinnym opóźnieniem, gdyż jej uczestnicy nie dotarli na czas do Wiecznego Miasta. Ich zdaniem w wielu punktach kraju specjalnie blokowano pociągi, którymi jechali do Rzymu.
W mniej liczebnym proteście na Piazza del Popolo udział wzięli czołowi politycy partii komunistycznych oraz rzymianie z flagami w kolorach tęczy, symbolizujących pokój. Nie brakowało jednak również przedstawicieli ruchów radykalnych, o czym świadczy to, że na jednym z transparentów widniało hasło: "Jesteśmy z Talibanem".
W obu protestach udział wzięli także niektórzy przebywający w Rzymie Amerykanie, mimo że ambasada USA w ostatnich dniach apelowała do swych obywateli, by ze względów bezpieczeństwa trzymali się z daleka od manifestacji.(PAP)