Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

W PISM debata o arabskiej wiośnie i jej znaczeniu dla regionu

0
Podziel się:

Zachodnie nadzieje na demokratyzację krajów arabskiej wiosny mogą się nie
spełnić m.in. dlatego, że kryzys osłabił pozycję i atrakcyjność Europy i USA a Zachód sam
dostrzega, że dotychczasowy model rozwoju się nie sprawdza - mówili w środę analitycy PISM.

Zachodnie nadzieje na demokratyzację krajów arabskiej wiosny mogą się nie spełnić m.in. dlatego, że kryzys osłabił pozycję i atrakcyjność Europy i USA a Zachód sam dostrzega, że dotychczasowy model rozwoju się nie sprawdza - mówili w środę analitycy PISM.

Okazją do debaty w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych była prezentacja kolejnego zeszytu kwartalnika "Sprawy Międzynarodowe", poświęconego arabskiej wiośnie - rewolucjom, które przetoczyły się w 2011 r. przez szeroko pojęty Bliski Wschód - oraz znaczeniu i konsekwencjom tego "arabskiego przebudzenia".

Patrycja Sasnal, arabistka z PISM przedstawiła obraz arabskiej wiosny jako - jak to określiła - "floty powietrznej" składającej się z "samolotów, które już wystartowały jak Egipt, Tunezja, Libia; samolotów, które gotują się do startu, ale nie wiadomo, czy wylądują szczęśliwie jak Syria, Jemen, Bahrajn oraz maszyn, które przechodzą przegląd techniczny przed startem jak Maroko, Jordania, a nawet Arabia Saudyjska".

Skupiając się na pierwszej grupie państw, Sasnal wyraziła wątpliwość, że obiorą one drogę demokracji, czego oczekuje Zachód.

"Tunezja dopiero co z sukcesem przeszła wybory (do konstytuanty) (...), istnieje tam równouprawnienie kobiet i mężczyzn (...)Bardziej więc chodzi teraz, aby an-Nahda (Partia Odrodzenia), która wygrała wybory i układa się w koalicję z partiami sekularnymi, nie cofnęła istniejącego już prawa, by utrzymała laicki charakter państwa" - oceniła ekspertka. Według niej, Tunezja "na pewno wysuwa się na przód tej arabskiej floty".

Według Sasnal, również przyszłość Libii wydaje się optymistyczna. Ale ekspertka zwróciła uwagę na podziały w nowych władzach i konieczność budowy od początku instytucji państwa. "Zewnętrzna ingerencja państw regionalnych takich jak Katar - wspierający różnej maści islamistów - budzi kontrowersje" - zastrzegła.

"Natomiast Egipt - największe państwo arabskie, które ma zdecydowanie najwięcej do powiedzenia, gdy chodzi o stosunki w regionie - niestety nie napawa optymizmem" - skonstatowała Sasnal.

Jest groźba, że rządząca po obaleniu Hosniego Mubaraka Najwyższa Rada Wojskowa nie tylko chce utrzymać istniejące prerogatywy władzy, ale je poszerzyć i ugruntować w konstytucji, chociaż na początku dawała sygnały, iż będzie chciała przekazać rządy cywilom. "Rada chce, by armia była ostatecznym gwarantem porządku w państwie, co będzie zapisane w konstytucji" - powiedziała. W dodatku wojsko ma zamiar utrzymać swoje zdobycze gospodarcze; według różnych szacunków 40-60 proc. gospodarki jest w jego rękach. Tymczasem gospodarka potrzebuje pilnych reform: za rok na rynek pracy wejdzie 1 mln Egipcjan, z czego 700 tys. nie znajdzie pracy.

Analityczka PISM wyraziła również zaniepokojenie sytuacją w Syrii. Liga Arabska wywiera presję na prezydenta Baszara el-Asada, by uświadomił sobie, że grozi mu zachodnia interwencja taka sama jak w Libii. "Operacja NATO w Libii początkowo absolutnie wydawała się jakąś mrzonką" - przypomniała Sasnal.

Ale obecnie "fakty wskazywałyby na to, że do interwencji w Syrii dojść nie powinno ze względu na to, że jest to kraj niezwykle podzielony i nie ma tam ogólnosyryjskiego powstania przeciwko dyktatorowi" - powiedziała. Do masowych antyreżimowych demonstracji nie doszło w stolicy - Damaszku i drugim co do wielkości mieście Halab (Aleppo). "Nie jest to związane z tym, że na ulicach tych miast jest pełno policji i wojska, lecz z tym, że ludzie nie chcą wystąpić przeciwko Asadowi. Nie ma przekonania, tak jak w którymś momencie w Libii, że dyktatora należy obalić" - zaznaczyła analityczka PISM.

Jak zauważył dyrektor PISM Marcin Zaborowski, "Zachód nie prowadził polityki demokratyzacji wobec Afryki Płn. Polityka UE i USA wobec Afryki Płn. i Bliskiego Wschodu była oparta przede wszystkim na promowaniu stabilizacji, gdzie dochodziło bardzo często do układania się z reżimami autorytarnymi". Dodał, że "w tej chwili UE bije się w piersi; myśli się o tym, jak zmienić politykę demokratyzacyjną wobec sąsiedztwa".

Przypomniał w tym kontekście o polskiej inicjatywie Europejskiego Funduszu na rzecz Demokracji, który ma służyć wspieraniu przemian w krajach sąsiednich.

Odnosząc się do operacji NATO w Libii, Zaborowski zwrócił uwagę na pojawienie się komentarzy, że Polska "straciła okazję do tego, by uczestniczyć w jedynej interwencji zewnętrznej w ciągu ostatnich dziesięciu lat, która miała jakikolwiek sens".

Według wieloletniego ambasadora Polski przy NATO Jerzego M. Nowaka, z jednej strony "dla polskich stosunków z Arabami i ruchem arabskiej wiosny nie miało większego znaczenia, czy byliśmy w operacji libijskiej Sojuszu, czy nie". "Większe znaczenie miało to, że (szef MSZ) Radosław Sikorski jeździł do Libii, pokazywał się, oferował elementy współpracy (...)" - zauważył dyplomata.

Z drugiej strony wyraził jednak swój krytycyzm wobec braku udziału Polski w libijskiej operacji. W opinii ambasadora Nowaka, "naruszyliśmy jedność NATO, obniżyliśmy - wbrew temu, co się mówi - swoją pozycję w Sojuszu Północnoatlantyckim (...) i przyczyniliśmy się do bardzo niedobrej praktyki w Sojuszu: odpowiada nam coś - to weźmiemy udział, nie odpowiada - nie weźmiemy udziału".

Zdaniem Patrycji Sasnal, "siła Zachodu, państw UE i USA w regionie słabnie". "Afryka Płn. staje się regionem coraz bardziej konkurencyjnym. (...) Zarówno w Egipcie jak i Tunezji są obecne takie państwa jak Brazylia, RPA, a nawet Australia, które wykonują już prace dla nowych władz, podczas gdy my jesteśmy coraz bardziej z tyłu" - oceniła.

Jak tłumaczyła, "pewien zachodni model zarówno w sensie politycznym jak i gospodarczym przestaje być tak atrakcyjny dla Arabów jakby się mogło wydawać". "Od strony ekonomicznej i UE i USA borykają się z kryzysami (...) Nieograniczone przepływy kapitału mogły się wydawać bardzo korzystne dla wszystkich, ale okazało się, że przynoszą one i negatywne skutki. My wreszcie dochodzimy do momentu, kiedy chcemy przewartościować nasz model rozwoju, a to obserwują Arabowie" - mówiła.

Kolejne wybory w Europie pokazują rosnącą popularność partii skrajnie prawicowych, islamofobicznych i ksenofobicznych. "Jak ma się to podobać w krajach arabskich?" - pytała retorycznie Sasnal, podkreślając, że Arabowie bardziej spoglądają w kierunku Indii, Indonezji, Chin, Turcji czy Kataru.

Na "tendencję mówienia o upadku Europy, która została przeniesiona na relacje z krajami Bliskiego Wschodu i Maghrebu" zwrócił uwagę b. ambasador przy OBWE i MAEA oraz redaktor naczelny "Spraw Międzynarodowych" Henryk Szlajfer.

"To, że Europa jest w kryzysie politycznym (...) nie ulega wątpliwości, natomiast chciałbym, aby w tej ocenie możliwości oddziaływania polityki europejskiej, czy poszczególnych krajów na obszar Maghrebu, zachować proporcje, tzn. spróbować sobie wyobrazić, że takie kraje jak Tunezja, Maroko, czy Algieria w jakikolwiek sposób narażą na szwank interesy z Europą. Stopień zależności gospodarczej i finansowej tych krajów od Europy jest w dalszym ciągu ogromny" - zaznaczył Szlajfer.

Jak podkreślił, "kryzys uniemożliwia odgrywanie przez UE czy poszczególne kraje roli w regionie, natomiast nie wyłączył Unii z gry o Bliski Wschód". (PAP)

cyk/ kot/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)