Kierowca, zraniony nożem na skrzyżowaniu przez bezdomnego myjącego szyby, zeznawał w czwartek przed sądem w Krakowie. Nie było we mnie agresji - deklarował.
Na ławie oskarżonych zasiadał 34-letni bezdomny Salvatore J., którego prokuratura oskarżyła o usiłowanie zabójstwa. Salvatore J. na poprzedniej rozprawie nie przyznał się do winy i wyjaśnił, że "bronił się przed niespotykaną agresją kierowcy".
"Nie było we mnie agresji. Broniłem samochodu i spokoju narzeczonej" - zeznawał świadek. Przyniósł do sądu wydruk z portalu internetowego, na którym Salvatore S. publikował teksty o bezdomności. Zacytował zdanie napisane przez oskarżonego: "Dziś Stwórca mi sprzyja, jest słonecznie, więc atakuję kierowców automobili na skrzyżowaniach". Jak stwierdził, "oskarżony trafnie opisał swoje zachowanie".
Według kierowcy Salvatore J. zachowywał się na skrzyżowaniu agresywnie, a nawet "obscenicznie", skacząc i przesyłając całusy dziewczynom z sąsiedniego samochodu i sprawiając wrażenie, jakby był pod wpływem środków odurzających. "Było to bezczelne jak na osobę, która myje szyby. Takie rzeczy nie budzą jednak mojej emocji. Powziąłem tylko decyzję, że ten człowiek nie weźmie od nas pieniędzy" - wyjaśniał pokrzywdzony sądowi.
Kierowca szczegółowo wyjaśniał sądowi, jak prosił mężczyznę o zachowanie spokoju, ponieważ jego narzeczona rozmawiała przez telefon z ważnym kontrahentem. Nie godził się też na smarowanie szyby "brudną suchą szmatą". Pokazywał, jak wysiadł z samochodu, by postraszyć napastnika swoją dużą posturą, i jak zaraz potem - przy wsiadaniu - został ugodzony nożem.
Sąd szczegółowo wypytywał o różnice w relacjach kierowcy, ponieważ w toku śledztwa zeznał on, że jednak przeszedł parę kroków i "wyciągnął lewą rękę, by odepchnąć napastnika". Kierowca podkreślił, że w żadnym przypadku nie był to atak z jego strony, a różnice w relacjach wynikają z faktu, iż podczas poprzedniego zeznania był w traumie i pod wpływem środków znieczulających.
Zobowiązał się do dostarczenia sądowi skórzanego paska, który "uratował mu życie" i na którym zachowało się przecięcie świadczące o tym, że nóż był długi, cienki i niezwykle ostry. Sąd postanowił dołączyć pasek do dowodów rzeczowych w sprawie.
"Nie dążyłem do konfrontacji, nie chciałem mu zrobić krzywdy, chodziło mi tylko o to, aby znalazł się jak najdalej od mojego samochodu i mojej kobiety" - podkreślał świadek. "Im jestem starszy, tym bardziej cenię spokój i żałuję błędów młodości" - stwierdził. Zapytany, czy był karany za pobicie, zażądał ujawnienia się dziennikarzy na sali i zagroził procesem o naruszenie jego dóbr osobistych za ujawnienie odpowiedzi w tej sprawie.
Do zdarzenia doszło 6 kwietnia 2008 roku przed Rondem Matecznego w Krakowie. Jak wynika z ustaleń prokuratury, Salvatore J. podszedł do samochodu audi, który zatrzymał się na czerwonym świetle, i chciał umyć przednią szybę auta. Ignorował przy tym uwagi kierowcy, by tego nie robił, i domagał się pieniędzy. Kierowca wysiadł z samochodu, aby odpędzić mężczyznę, i wtedy otrzymał dwa ciosy nożem. Bezdomny zbiegł.
Zraniony w brzuch kierowca został przewieziony do szpitala, gdzie stwierdzono u niego poważne obrażenia wewnętrzne. Według biegłych gdyby nie szybka pomoc lekarzy, obrażenia te byłyby zagrożeniem dla życia kierowcy.
W tydzień po napaści napastnik został zatrzymany w Bytomiu, od tego czasu przebywa w areszcie. Salvatore J. dopuścił się ataku w warunkach recydywy. Na poprzedniej rozprawie zadeklarował chęć przeproszenia poszkodowanego i stwierdził, że bał się, że kierowca zrobi mu krzywdę i zadał ciosy "w szarpaninie". Salvatore J. - mimo egzotycznego imienia - jest Polakiem.(PAP)
hp/ wkr/ gma/