Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Wiceminister Surmacz mówi, że wysłanie policji z kanapkami dla koleżanki z rządu było odruchem współczucia

0
Podziel się:

Wiceminister spraw wewnętrznych Marek
Surmacz, który wysłał policjantów na służbie z kanapkami dla
wiceminister pracy, tłumaczy, że zrobił to w "odruchu ludzkiego
współczucia" i w podobnej sytuacji znów postąpiłby tak samo.
Zdaniem wiceminister Elżbiety Rafalskiej, "ze zwykłej ludzkiej
przysługi próbuje się zrobić niebotyczną aferę".

Wiceminister spraw wewnętrznych Marek Surmacz, który wysłał policjantów na służbie z kanapkami dla wiceminister pracy, tłumaczy, że zrobił to w "odruchu ludzkiego współczucia" i w podobnej sytuacji znów postąpiłby tak samo. Zdaniem wiceminister Elżbiety Rafalskiej, "ze zwykłej ludzkiej przysługi próbuje się zrobić niebotyczną aferę".

Czwartkowy "Dziennik" napisał, że Surmacz wysłał policjantów po hamburgery dla podróżującej pociągiem koleżanki z rządu. Policjanci z kanapkami czekali na głodną Rafalską na peronie. Surmacz zadzwonił wcześniej do oficera dyżurnego komisariatu kolejowego we Wrocławiu i zamówił jedzenie z baru szybkiej obsługi.

W piątek w TVN 24 Surmacz mówił, jak telefonicznie dowiedział się od wiceminister pracy Elżbiety Rafalskiej, że jest od wczesnego rana w podróży, odczuwa łaknienie i marznie w pociągu. Surmacz powiedział, że zadzwonił na komisariat z prośbą o dostarczenie na peron wrocławskiego dworca hamburgerów dla Rafalskiej i zrobił to z własnej inicjatywy, nie na prośbę koleżanki. Według Surmacza, była to "zwykła ludzka grzeczność". Pytany, czy następnym razem zrobiłby to samo, odparł: "sto następnych razy bym tak postąpił".

"Podczas zwykłej rozmowy telefonicznej powiedziałam koledze, że jestem w drodze, że byłam cały dzień w podróży, wracałam osiem godzin nieogrzewanym pociągiem, w którym nie było +Warsu+" - wyjaśniała Rafalska w rozmowie z PAP. "Nie składałam żadnego zamówienia" - podkreśliła.

Dodała, że pasażer, z którym jechała w przedziale, słysząc jej telefoniczną rozmowę, podzielił się z nią kanapkami. Jak wyjaśniła, na stacji wysiadła z pociągu, nadal zamierzając znaleźć coś do jedzenia. "W tym czasie podeszli policjanci, dali mi pakunek, za który im zapłaciłam. Byłam zaskoczona" - relacjonowała.

"Myślę, że mój kolega z rządu widząc, że jestem cały dzień w drodze, chciał mi po prostu po ludzku pomóc" - dodała.

W jej ocenie policjanci nie zeszli z posterunku, ponieważ wszystko działo się na peronie.

"Nie przyszłoby mi do głowy, że może się z tego taka afera zrobić" - zaznaczyła i dodała, że według niej "był to zwykły ludzki odruch życzliwości, za który srogo przychodzi płacić ministrowi Surmaczowi".

PAP nie udało się w piątek skontaktować z szefem MSWiA Ludwikiem Dornem.

Według "Dziennika", historia o hamburgerach dostarczonych na osobiste polecenie ministra Surmacza krąży już wśród policjantów. Gazeta przypomina też, że wkrótce potem dwoje policjantów zginęło, wykonując inne prywatne zlecenie - odwożąc do domu urzędnika resortu po imprezie.(PAP)

bpi/ brw/ ktl/ malk/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)