Tuż przed swymi czwartymi urodzinami chłopiec o imieniu Marco z Tarentu na południu Włoch zadzwonił na policję, bo tylko funkcjonariuszom postanowił oddać swoje smoczki. Wezwani policjanci przyjechali, by je uroczyście od niego odebrać. Historię tę opisały w środę włoskie media.
Wszystko zaczęło się od telefonu odebranego przez policjanta dyżurującego pod numerem alarmowym. Usłyszał on w słuchawce: "Halo, nazywam się Marco. Chciałbym wam oddać moje smoczki, bo robię się duży - mam prawie cztery lata".
Początkowo policjant myślał, że to żart. Kiedy jednak dowiedział się od matki malca, że tylko policjantom postanowił oddać smoczki, z którymi w żaden inny sposób nie chciał się rozstać, skontaktował ją z policyjnym departamentem prewencji. W ten sposób natychmiast uruchomiono operację pod kryptonimem "Smoczki". Szefowa departamentu, dowiedziawszy się od matki, że chłopiec nie może się od nich odzwyczaić, postanowiła spełnić prośbę Marco, a szczegóły omówiła z jego rodziną.
Dwóch policjantów przyszło we wtorek do parku zabaw, gdzie trwało przyjęcie urodzinowe Marco, i to dokładnie w chwili, gdy krojono tort. Ku ogólnemu zdumieniu dzieci i niewtajemniczonych dorosłych funkcjonariusze poprosili jubilata o oddanie wszystkich smoczków. Chłopiec posłuchał. Musiał jeszcze przyrzec, że nie będzie ich więcej używał. W nagrodę dostał policyjną czapkę.
Sylwia Wysocka(PAP)
sw/ awl/ mc/