O północy z piątku na sobotę we Włoszech kończy się kampania wyborcza przed rozpoczynającymi się 6 czerwca o godzinie 15.00 dwudniowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego. Tym samym cisza wyborcza będzie wyjątkowo krótka, potrwa zaledwie 15 godzin.
Włosi wybierać będą 72 eurodeputowanych z 828 kandydatów.
Całą kampanię zdominowała dyskusja na temat osoby premiera Silvio Berlusconiego i jego prywatnych spraw. Zarówno koalicja, jak i opozycja traktują głosowanie jako plebiscyt jego popularności.
Zabrakło natomiast rzeczowej debaty na temat Unii Europejskiej, co zgodnie powtarzają zarówno komentatorzy, jak i prezydent Giorgio Napolitano, który zaapelował niedawno o "powrót normalnego klimatu".
Według ostatnich, opublikowanych w maju sondaży centroprawicowy Lud Wolności Berlusconiego utrzymuje kilkunastoprocentową przewagę nad największą siłą centrolewicowej opozycji - Partią Demokratyczną.
Jednocześnie z wyborami do PE odbędą się wybory samorządowe w 62 prowincjach i ponad 4200 gminach. Wybierani będą między innymi burmistrzowie Bolonii, Florencji i Bari.
Większość kampanii wyborczej premier Berlusconi spędził na dementowaniu prasowych rewelacji o jego rzekomo zażyłej przyjaźni z 18-letnią uczennicą, a także informacji o tym, że rządowymi samolotami woził prywatnych gości na wielkie przyjęcia, jakie wydawał w swych rezydencjach.
Ponadto zarzucał zagranicznej prasie, że z inspiracji włoskiej lewicy prowadzi kampanię oszczerstw przeciwko niemu.
Ta polityka plotek i dementi utwierdziła zarazem premiera w przekonaniu, że stawiane mu zarzuty okażą się "bumerangiem", jak mówi, dla lewicy. Wyraził również opinię, że on sam wyjdzie z tych wyborów wzmocniony, a centrolewicowa opozycja - rozpadnie się.
Cała europejska część kampanii prowadzonej przez premiera sprowadziła się do boju o Parlament Europejski, który krytykował za podejmowanie niepotrzebnych, biurokratycznych decyzji. Argumentował, że jeżeli jego ugrupowanie będzie największą siłą w Europejskiej Partii Ludowej, to wówczas włoski kandydat Mario Mauro na pewno zostanie przewodniczącym PE. Berlusconi przekonywał, że w tej sytuacji głosowanie na jego partię jest działaniem w interesie Włoch.
Kluczowym czynnikiem, który może zadecydować o wyniku wyborów, jest wypowiedziana przez obecny rząd walka z nielegalną imigracją, której metody wywołują protesty organizacji obrońców praw człowieka oraz włoskiego Kościoła i Watykanu.
Zdaniem komentatorów koalicyjny partner Berlusconiego, Liga Północna, która jest inicjatorką stanowczych działań, by powstrzymać falę nielegalnych imigrantów, właśnie dzięki temu może otrzymać dobry wynik w wyborach.
Centrolewicowa Partia Demokratyczna prowadziła swą kampanię atakując głównie Berlusconiego. Lider PD Dario Franceschini w ostatnim dniu kampanii oświadczył, że ci Włosi, którzy nie pójdą na wybory, oddadzą faktycznie głos na premiera.
Jeszcze ostrzejszą kampanię wymierzoną w Berlusconiego prowadziła mała partia jego największego antagonisty Antonio Di Pietro - Włochy Wartości. Szefa rządu nazwał on w tej kampanii "faszystą", "ksenofobem", "osobą skorumpowaną".
O miejsca w Parlamencie w Strasburgu walczy także centrowa, chrześcijańska partia UDC. Jednym z jej kandydatów do PE jest wnuk ostatniego króla Włoch Emanuele Filiberto, zwycięzca włoskiego "Tańca z gwiazdami".
Podczas gdy partia ta może liczyć na kilka mandatów, niemal zerowe szanse na wejście do Europarlamentu mają skrajna prawica i komuniści, będący także poza włoskim parlamentem.
Sylwia Wysocka (PAP)
sw/ mc/