# dochodzą informacje o aktach przemocy, szczegóły #
28.11. Kinszasa (PAP) - Trzy osoby zabite, spalone komisje wyborcze, nieznana liczba rannych i podejrzenie fałszerstwa to wstępny bilans poniedziałkowych wyborów w Demokratycznej Republice Konga.
Władze DRK potwierdziły śmierć trzech zamaskowanych mężczyzn, aresztowano również siedem osób. Zamaskowani osobnicy mieli zaatakować jedną z komisji wyborczych w Lubumbashi, stolicy prowincji Katanaga.
W kraju spłonęło kilka komisji wyborczych. Jedna z obserwatorek z kongijskiej organizacji monitorującej wybory (RENOSEC) jest ciężko ranna po ataku tłumów podejrzewających fałszowanie wyborów. W ogniu stanęła ciężarówka przewożąca materiały wyborcze. Większość aktów przemocy miała miejsce na południu kraju, w Katandze, która jest najbogatszą prowincją i górniczym sercem kraju.
Wybory prezydenckie i parlamentarne w DRK rozpoczęły się w poniedziałek o godz. 6 rano czasu polskiego. W kraju zarejestrowano ponad 30 mln osób uprawnionych do głosowania.
Kilka godzin przed rozpoczęciem głosowania jeden z kandydatów na prezydenta Vital Kamartha przedstawił reporterce telewizji Al-Dżazira kilkadziesiąt sfałszowanych kart do głosowania. Kandydat twierdzi, że do fałszerstw dochodziło już przy rejestracji wyborców. Na dziesiątkach kart rejestracyjnych widnieją zdjęcia nieletnich osób, wiele zdjęć się powtarza i jest zarejestrowanych pod różnymi danymi wyborców.
Na konferencji prasowej w Kinszasie szef krajowej komisji wyborczej Daniel Ngoyi Mulunda nie potrafił wytłumaczyć, jak mogło dojść do fałszowania kart rejestracyjnych, które zostały wydrukowane w Republice Południowej Afryki.
Vital Kamartha twierdzi, że sfałszowano również tysiące kart do głosowania. Na wszystkich zaznaczony jest kandydat z numerem trzy, czyli Joseph Kabila - obecny prezydent kraju i faworyt tych wyborów.
Joseph Kabila jest synem Laurenta Kabili, który obalił dyktatora Mobutu Sese Seko. Kabila senior został zastrzelony przez własnego ochroniarza w 2001 roku. Do tej pory nie wyjaśniono, kto był odpowiedzialny za zamach. Joseph Kabila został prezydentem kilka dni po śmierci ojca, mając 29 lat. Pięć lat później wygrał pierwsze w kraju demokratyczne wybory. W styczniu Kabila opowiedział się za przeprowadzeniem w listopadzie tylko jednej tury wyborów prezydenckich, dzięki czemu wygrać będzie mógł kandydat, który zdobędzie mniej niż 50 proc. głosów. Zdaniem opozycji może się to przyczynić do jego zwycięstwa.
W kraju wielkości dwóch trzecich Europy wybory nie są łatwym przedsięwzięciem logistycznym. Do dystrybucji 4 tys. ton kart do głosowania użyto ponad 80 samolotów.
W wyborach do parlamentu startuje 18500 kandydatów. Walczą o 500 miejsc w parlamencie i wysokie pensje. Członek parlamentu w Demokratycznej Republice Konga zarabia w przeliczeniu ponad 18 tys. złotych miesięcznie.
Kongijczycy narzekają na gigantyczną korupcję i powolny rozwój kraju, najbogatszego w surowce w Afryce. Mimo bogactw naturalnych Konga niecałe 25 proc. 69-milionowej populacji kraju ma dostęp do wody pitnej, a tylko 10 proc. do elektryczności. Ze stolicy, Kinszasy, drogą można dojechać jedynie do czterech głównych miast ze wszystkich jedenastu prowincji kraju.
To drugie wybory prezydenckie w historii DRK od czasu pięcioletniej wojny, która zakończyła się w 2003 roku.
Na skutek działań zbrojnych, głodu i chorób zginęło prawie 5 mln ludzi. W rejonie Kiwu armia Kabili nadal walczy z grupami rebelianckimi, które przegrały poprzednie wybory. Trwają też walki o ziemię i dostęp do cennych surowców, takich jak diamenty, kobalt i koltan. Miliony ludzi z tego regionu opuściło swoje domy, a tysiące zostało zabitych.
Wstępne wyniki wyborów będą znane 6 grudnia.
Z Dżuby Julia Prus (PAP)
jup/ fit/ mc/