Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Odeszło cudowne dziecko polskiej bankowości

2
Podziel się:

Nie zarobił, ani nie stracił grosza na giełdzie, bo – jak sam przyznawał - nigdy nie sprzedał ani i nie kupił nawet jednej akcji. Mimo to, jego nazwisko jest na liście najbogatszych Polaków. Mariusz Łukasiewicz zbił majątek na kredytach. Najpierw stworzył Lukas Bank, a później rozwijał Eurobank. Odszedł od nas wczoraj, w wieku 44 lat. Zmarł na niewydolność krążenia.

Odeszło cudowne dziecko polskiej bankowości

Nie zarobił, ani nie stracił grosza na giełdzie, bo – jak sam przyznawał - nigdy nie sprzedał ani i nie kupił nawet jednej akcji. Mimo to, jego nazwisko jest na liście najbogatszych Polaków. Mariusz Łukasiewicz zbił majątek na kredytach. Najpierw stworzył Lukas Bank, a później rozwijał Eurobank. Odszedł od nas wczoraj, w wieku 44 lat. Zmarł na niewydolność krążenia.

Łukasiewicz pokazał, że każdy, no może prawie każdy, może zostać bankierem. Dziś konkurencja wyraża się o nim z podziwem i szacunkiem. – To było cudowne dziecko bankowości – mówią specjaliści.
W ubiegłym roku okazało się, że w Polsce jest jeszcze miejsce na kolejny bank. Znalazł je właśnie Łukasiewicz. - Polacy coraz chętniej się zadłużają, więc dlaczego nie wyjść im naprzeciw? – mówił nam przed kilkoma dniami. Oddziały Eurobanku, nowego dziecka bankiera z Wrocławia, stanęły więc w centrach handlowych – wprost na drodze klientów. Wygląda na to, że pomysł się sprawdza. Nowy bank ma już ponad sto placówek w całym kraju, a jego twórcę tygodnik „Wprost” umieścił na 37. miejscu w rankingu najbogatszych Polaków, bo jego majątek został wyceniony na 350 milionów złotych. Wczoraj, gdy kończyłem ten artykuł Mariusz Łukasiewicz odszedł od nas.

Fizyk jądrowy plus prawnik równa się bankier

W 1981 roku o takim sukcesie Łukasiewicz nawet nie marzył. Skończył właśnie technikum elektroniczne i chciał zostać fizykiem jądrowym. Marzyła mu się praca w NASA. Ale szybko poszedł po rozum do głowy i stwierdził, że w tym zawodzie kariery w Polsce nie zrobi. Poszedł więc na prawo, które skończył na Uniwersytecie Wrocławskim z wyróżnieniem. Rozpoczął nawet aplikację adwokacką. Jednak do pracy w zawodzie prawnika szybko zniechęciła go wizja codziennego przemierzania nudnych i szarych korytarzy w sądach. I wówczas wpadła mu w ręce ustawa o przedsiębiorstwach polonijnych. Chwilę pomyślał i plan działania na najbliższe lata miał gotowy: trzeba znaleźć inwestora za granicą. Udało się. Gerard Pogrzeba, polonus z Niemiec chciał wyłożyć pieniądze na interes w Polsce. Łukasiewicz miał zostać jego pełnomocnikiem. I wówczas zaczęła się męka. Prawie dwa lata trwało załatwianie wszystkich formalności (dziś firmę można zarejestrować w kilkanaście dni – przyp. red.). W końcu udało się. Firma zaczęła działać: montowała
kalkulatory i szyła ubrania sportowe. Całość funkcjonowała, jak w szwajcarskim zegarku: komponenty przywożono własnym transportem z Niemiec, a w Polsce odbywała się produkcja. Tak powstała jedna z pierwszy polskich firm, które składały tajwańską elektronikę. Ale Łukasiewiczowi pragnął czegoś więcej…
W 1988 roku powstała nowa spółka. Tym razem miała montować i sprzedawać sprzęt wyższej klasy. Postawiono na magnetofony i telewizory. I też się udało. Sprzęt szedł, jak woda, tylko twórca tego biznesu nadal nie był do końca zadowolony z interesu, bo chciał w końcu zarobić naprawdę duże pieniądze.
- Mariusz taki już był. Uparty i nigdy nie do końca zadowolony. Zawsze powtarzał, że można zrobić jeszcze więcej – mówi jeden z jego współpracowników.
W realizacji marzeń pomógł Łukasiewiczowi przypadek: przez znajomego dziennikarza poznał Australijczyka polskiego pochodzenia, z którym utworzył kolejną spółkę. Pomysł był praktycznie ten sam – znów montaż telewizorów, tym razem z podzespołów sprowadzanych z Singapuru. Ale była jedna przeszkoda. Mimo, że każdy Polak marzył o posiadani odbiornika z pilotem, w 1990 roku niewiele kogo było na niego stać. Łukasiewicz wpadł na genialny pomysł. – W 1992 roku zaproponowaliśmy ludziom nasz sprzęt na kredyt – opowiadał Łukasiewicz. Tak powstał Lukas, firma która stała się polskim pionierem zakupów na raty.
Pomysł chwycił. W krótkim czasie sklepy z elektroniką zasypane zostały informacjami o nowej możliwości sfinansowania wymarzonych zakupów. Pojawiły się w nich komputery, bo firma musiała zautomatyzować cały system udzielania kredytów. W końcu Łukasiewiczowi zamarzyło się kupno banku, który byłby podstawą jego działalności i uniezależniłby firmę od instytucji finansowych, które zgarniały ogromną prowizję za usługi oferowane przez Lukasa. Aby zdobyć licencję w 1998 roku kupił więc malutki Bank Świętokrzyski. I tak narodził się Lukas Bank. – Jemu nie może się nie udać, on umie podejmować decyzje biznesowe w warunkach niepewności – mówił w jednym z wywiadów przed kilkoma laty Jacek Santorski, psycholog, który współpracował do ostatnich dni z Łukasiewiczem.

W biznesie spotyka się także nieuczciwych ludzi

Lukas Bank Świętokrzyski początkowo miał tylko 5 oddziałów i 75 pracowników. W 1999 roku przekształcono go w wyspecjalizowany bank detaliczny i powiększono sieć placówek. Klientom zaoferowano też pierwszą polską Prywatną Kartę Kredytową. Zatrudnienie sięgnęło 1500 osób, a z biegiem lat Lukas Bank stał się potęgą i zaczął przynosić pokaźne zyski. W latach 1999 – 2001 aktywa wzrosły ze 167 mln zł do 3 mld. Zysk netto na koniec 2001 roku sięgnął 182 mln zł, a bank zatrudniał 2000 pracowników.
- Trafili w niszę na rynku. Polaków nie było wówczas stać na kupno wymarzonego sprzętu elektronicznego, który zalewał rynek. Lukas dał im możliwość zakupu na raty. To było podstawą sukcesu – mówi Jerzy Warchałowski, dyrektor do spraw sprzedaży on-line Money.pl
Mimo tego, wypłacane dywidendy były skromne, bo Łukasiewicz twierdził, że jak najwięcej trzeba inwestować. I to stało się kością niezgody. - Pozostali udziałowcy chcieli mieć, jak najwięcej pieniędzy. - Konflikt był bardzo zaogniony – wspominał Łukasiewicz.
Twórca tego sukcesu musiał pożegnać się z fotelem prezesa. W końcu sprzedał firmę grupie kapitałowej Credit Agricole, pozostawiają sobie część inwestycyjną wartą 100 mln dolarów.
- Okres współpracy z Credit Agricole wspominam bardzo dobrze. Z nimi profesjonalnie robiło się biznes – mówił Łukasiewicz.

Jest jeszcze miejsce na kolejny bank

Za pieniądze ze sprzedaży udziałów w Lukasie, Łukasiewicz kupił w 2002 roku dwa upadające banki: Bank Wschodni z Białegostoku i warszawski Bank Społem. Wydał na to 66,3 mln zł i zyskał licencję, a we wrześniu 2003 narodziło się nowe dziecko cudownego dziecka – ruszył Eurobank.
- Ten rok był dla Eurobanku bardzo krótki. Wystartowaliśmy z głębokiego podziemia - przejęliśmy dwa banki, które były pod zarządami komisarycznymi, więc miały duże kłopoty. Przez kilka miesięcy trudno jest zasypać dziurę, którą ktoś wykopywał dziesięć lat – tak przed kilkoma dniami o debiucie nowej polskiej instytucji finansowej mówił jej twórca.
Eurobank wyróżnia się wśród innych instytucji finansowych. Jego oddziały stoją na drodze klientów centrów handlowych i oferują przede wszystkim kredyty na zakupy. Podstawą ich działalności mają być: szybka obsługa, minimum formalności i zaufanie, dlatego właśnie pracownicy Eurobanku noszą specjalne uniformy, które przypominają mundurki stewardes, co daje poczucie opieki na klientem.
Wydaje się, że Polska jest atrakcyjnym rynkiem dla banków w supermarketach. Polacy jeszcze nie wyrobili sobie pełnej lojalności wobec banków. Badania przeprowadzone przez Pracownię Badań Społecznych, opublikowane w ubiegłym roku przez „Rzeczpospolitą", pokazują, że w ciągu 12 miesięcy aż 8 proc. klientów zmieniło instytucję finansową, z której usług korzystało. Jako główny powód decyzji o zmianie banku wskazują nie tyle na cenę (nie jest łatwo porównać ceny produktów bankowych), co raczej na łatwiejszy dostęp do oddziału (22 proc. wskazań) i lepszą obsługę (18 proc.).
Po drugie, grupę zamożnych konsumentów stanowią w Polsce ludzie w średnim wieku, często właściciele firm, znakomicie obeznani z nowoczesną techniką, ale zawsze mający za mało czasu. Dla nich dogodne umiejscowienie placówki, długie godziny otwarcia oraz szybkie tempo profesjonalnej i miłej obsługi mogą okazać się na tyle atrakcyjne, by skorzystali z usług banku w supermarkecie.
- W tym roku Eurobank ma zaistnieć w świadomości Polaków. W wielkości sieci już dobijamy pierwszej dziesiątki instytucji finansowych (ponad 100 oddziałów – przyp. red.). Jeśli chodzi o rozmiary bilansów, to oczywiście do czołówki nam jeszcze daleko, ale się staramy. Robimy to na czym się znamy, czyli zajmujemy się rynkiem detalicznym – mówił Łukasiewicz.

Ten rynek ciągle rośnie

Sytuacja banków w Polsce nie jest jednak najciekawsza. Ogółem zarobiły one w 2003 roku prawie o 8 proc. mniej netto niż rok wcześniej. A wszystko to za sprawą mniejszych wpływów z podatku CIT i straty Kredyt Banku.
Łukasiewicz, jak sam mówi, jest daleki od narzekania. - Jestem wychowany w trudnych czasach. Teraz jest dużo lepiej. Ode mnie nie usłyszy się narzekania, że podatki są niedobre, urzędy niegrzeczne, że nie podoba mi się minister finansów. Ministra finansów w żadnym państwie się nie lubi. Nikt nie lubi płacić podatków, a płacić trzeba - tłumaczył.
Jednak już po chwili dodaje, że liczy oczywiście na poprawę sytuacji po wejściu Polski do Unii Europejskiej, a w szczególności na wprowadzenie europejskich standardów w prawie bankowym.
Mariusz Łukasiewicz nie martwił się też o rynek. - Nawet w 2002 roku, gdy polska gospodarka była w stagnacji, bankowy rynek urósł o 15 proc. To bardzo dużo. W ubiegłym roku był jeszcze większy wzrost, a ten trend nadal się utrzymuje. Gdzie wylądujemy finalnie? Może na poziomie Ameryki, gdzie każdy żyje na kredyt - przeciętna amerykańska rodzina jest zadłużona na roczne dochody? A może bliżej poziomu europejskiego, czyli zadłużenia na kwotę połowy rocznych dochodów? Po kilkunastu latach okazało się, że nasza gospodarka jednak rośnie. To się dostrzega. Rynki budzą się z marazmu i wydaje mi się, że wybraliśmy dobry moment na start, mimo, że jest duża konkurencja - opowiadał.
Podobnego zdania jest Andrzej Kwiatkowski, doktor ekonomii, który specjalizuje się w analizach działalności banków. – Nie ma mocnych. Polacy będą się coraz bardziej zadłużać. Taka tendencja utrzyma się przez kilkanaście lat – mówi Kwiatkowski.
Eurobank w 2004 roku chce jeszcze bardziej rozwinąć sieć swoich placówek i produktów. Ale czy będzie chciał, i zdoła, przejąć inne instytucje finansowe, o czym spekuluje się coraz częściej w prasie biznesowej? - To bardzo ciekawy temat – twierdził Łukasiewicz. Ale nie jest łatwo znaleźć w Polsce partnerów do konsolidacji, i to nie tylko w bankowości. GBG, może Fortis Bank... Do tego pierwszego przymierza się Leszek Czarnecki. Fortis kiedyś był skłonny do wyjścia z Polski, ale z tego co jestem zorientowany teraz raczej sami by coś kupili. Sądzę, że jest jeszcze za wcześnie na tego typu spekulacje.
Gdy przed kilkoma dniami rozmawiałem z Łukaszewiczem mówił, że chce zaprowadzić swój nowy bank na giełdę. Jak twierdził debiut na parkiecie będzie możliwe mniej więcej za dwa lata.
- Będę się musiał wtedy nauczyć giełdy. Jak do tej pory nie sprzedałem, ani też nie kupiłem ani jednej akcji na parkiecie, bo uważam, że na wszystkim co się robi trzeba się znać – przyznawał Łukasiewicz.

eurobank
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(2)
ass333432222
5 lata temu
art sponsorowany?
Adam
5 lata temu
Szkoda, że nie ma tu jeszcze żadnych komentarzy (rzadko to robię), ale dlatego zdecydowałem się napisać. Mariusz Łukasiewicz, dla mnie Prezes Mariusz Łukasiewicz, ale przede wszystkim mój "zawodowy ojciec" niesamowity pod względem biznesowej odwagi, pomysłowości i innowacyjności człowiek. Byłem bezpośrednim świadkiem tych niesamowitych historycznych już dziś wydarzeń jako pracownik, który zatrudniony (miałem 22 lata) był w 1997r w: LUKAS ZAKUPY NA RATY Sp. Z o.o. a kończący pracę w LUKAS BANKU S.A. To dzięki właśnie tej mojej pierwszej poważnej pracy otrzymałem najwięcej doświadczenia, wiedzy i pierwszego szlifu zawodowego. Pan Łukasiewicz bardzo szanował swoich pracowników, bardzo dużo w nich inwestował. To dzięki tej pracy mogłem odbyć pierwsze profesjonalne szkolenia, poznać wartościowych ludzi i bardzo dużo się nauczyć. Dziś (2019) mogę śmiało napisać, że to właśnie dzięki Panu Prezesowi Mariuszowi osiągnąłem mój własny sukces w życiu zawodowym przez te kolejne 22 lata. Kawał historii i bardzo wartościowy człowiek. Bardzo szkoda, że tak wcześnie odszedł. Jestem pewien, że gdyby żył, byłby dziś liderem i ważnym graczem na rynku. Dziękuję Panie Prezesie.