Elon Musk dostał broń do ręki w starciu z Twitterem od byłego szefa bezpieczeństwa platformy
Były szef bezpieczeństwa Twittera nieoczekiwanie wsparł Elona Muska w starciu z platformą. Przekazał, że ma dowody na to, że portal stawiał przede wszystkim na wzrost liczby użytkowników zamiast na zmniejszenie grupy fałszywych kont. To zgadza się z zarzutami wobec firmy wysnuwanymi przez obóz miliardera.
Peiter Zatko, lepiej znany jako haker "Mudge", był do niedawna zatrudniony w Twitterze na stanowisku szefa bezpieczeństwa firmy. Były pracownik ujawnił, że platforma społecznościowa narusza szereg zasad bezpieczeństwa, a wręcz przymyka oko na dezinformację i rozmnażanie się fałszywych kont, gdyż przede wszystkim zależy wzroście liczby użytkowników.
Sygnalista stwierdził też, że nieprawdą jest, iż Twitter ma "solidny plan" na zapewnienie bezpieczeństwa korzystającym z platformy. Swoje zarzuty wobec byłego pracodawcy zawarł w specjalnym liście wysłanym do amerykańskiego Kongresu i agencji federalnych w ubiegłym miesiącu, którego treść ujawniły CNN i "The Washington Post".
Musk dostał broń do ręki
To wręcz wymarzony scenariusz dla Elona Muska, który zarzucał Twitterowi stosowanie takiej polityki. Dlatego właśnie miliarder ostatecznie wycofał się z przejęcia platformy społecznościowej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ryzyko recesji jest ogromne. ”Polska prowadzi politykę osłabiającą złotego”
Jak podkreśla obóz bogacza, jeżeli zarzuty Peitera Zatko się potwierdzą, to oznacza to, że Twitter naruszył niektóre z postanowień umowy o przejęciu. Dlatego też jego prawnicy domagają się włączenia listu sygnalisty do toczącego się procesu między Elonem Muskiem a Twitterem. Sam miliarder zwrócił się bezpośrednio do "Mudge'a", aby ten ujawnił, w jaki sposób serwis mierzy liczbę kont spamowych - informuje Reuters.
Twitter jednak cały czas podkreśla, że wypowiedzenie umowy było nieważne i bezprawne z punktu widzenia zawartego porozumienia między obiema stronami.
Spór między Elonem Muskiem a Twitterem
Zamieszanie między Elonem Muskiem a platformą społecznościową rozpoczęło się w lipcu. Wtedy miliarder zerwał porozumienie o przejęciu firmy, a decyzję tę tłumaczył faktem, że firma wprowadzała regulatorów w błąd co do prawdziwej liczby kont spamowych i botów.
Twitter jednak nie zgadza się z takim postawieniem sprawy i podkreśla, że w jego ocenie umowa o przejęciu jest wiążąca. Domaga się też, aby sąd wymusił na bogaczu kupno firmy w cenie 54,20 dolarów za akcję (transakcja miała kosztować go 44 mld dolarów). Proces startuje 17 października i ma potrwać pięć dni.