Poprzedni tydzień na warszawskiej giełdzie przyniósł wstęp do przełomu w trwającej spadkowej korekcie. Po prawie dwóch tygodniach marazmu inwestorzy obudzili się z przedwczesnego snu zimowego, a właściwie zostali z niego wybudzeni przez swoich amerykańskich kolegów.
Wprawdzie magia obniżki stóp procentowych w USA już chyba nie działa, ale tamtejsi inwestorzy pozostają wciąż zaskakująco nieczuli na niezbyt krzepiące wieści z gospodarki. To w ubiegłym tygodniu pomagało polskim akcjom, WIG20 w od poniedziałku do piątku zyskał na wartości 3 proc. i choć małe i średnie spółki praktycznie stanęły w miejscu (zresztą tkwią w martwym punkcie już od kilku tygodni) to i tak można mówić o zapowiedzi przełomu. To dzięki znacznej poprawie obrotów, które jeszcze przed tygodniem ledwie przekraczały 1 mld zł, a teraz są przeciętnie dwa razy większe.
Ale prawdziwy test czeka inwestorów dopiero w tym tygodniu. WIG20 dotarł do 3740 pkt. I znalazł się w bezpośredniej bliskości strefy 3750-3800 pkt. Strefy kluczowej z punktu widzenia nadziei na przełamanie trwającego od jakiegoś czasu na parkiecie trendu horyzontalnego. Dotychczasowe próby przebicia poziomu 3800 pkt. kończyły się spektakularnymi porażkami kupujących i spadkami w okolice 3650 pkt. Ale teraz mierzona obrotami aktywność inwestorów jest na tyle znacząca, że kolejna próba wyjścia z płaskiego trendu będzie prawdziwym miernikiem nastrojów inwestorów.
Wiele zależy od nastrojów w USA i na głównych giełdach Starego Kontynentu. Nasi inwestorzy grzeszą ostatnio wyjątkowo małą pewnością siebie i bez przekonującego wsparcia od zagranicznych kolegów z pewnością nie zdołają się zmobilizować do decydującego ataku. A nawet z ich pomocą wynik ofensywy jest bardzo niepewny. Czeka nas kilka niezwykle ciekawych dni na parkiecie.