Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Jak często Amerykanie odwiedzali sklepy?

0
Podziel się:

Czwartek giełdy europejskie rozpoczęły od niewielkich spadków indeksów. Był to wynik neutralnego zamknięcia sesji w USA.

Jak często Amerykanie odwiedzali sklepy?

Szkodziło też ostrzeżenie Alcatel-Lucent - spółka nie osiągnie prognozowanych przychodów. Kurs EUR/USD osuwał się odreagowując duże wzrosty. Gracze przygotowywali się już też do publikacji piątkowych danych o amerykańskiej sprzedaży detalicznej, a to w połączeniu z niezłymi danymi makro w USA doprowadziło musiało doprowadzić do wzmocnienia dolara. To z kolei, połączone z wzrostami kontraktów na amerykańskie indeksy, szybko podniosło europejskie indeksy giełdowe.

W komentarzach omawiających czwartkową sesję w USA przeczytacie Państwo, że lepsze dane z rynku pracy doprowadziły do wzrostu indeksów. Proszę w to nie wierzyć. Publikacja ilości noworejestrowanych w ostatnim tygodniu w USA bezrobotnych była dla rynków bez znaczenia, mimo że dane były nieco lepsze od prognoz. Zmiana zatrudnienia w tak krótkim okresie nie ma najmniejszej wartości prognostycznej, a to, że niektórzy komentatorzy się ich uczepili wynikało jedynie z braku innego uzasadnienia dużych wzrostów indeksów. A ono jest przecież takie proste: ciągle trwa gra przed posiedzeniem FOMC. Owszem, na rynek dotarły również dobre informacje ze spółek (o tym niżej), ale z też nie mogły mocno podnieść cen akcji na szerokim rynku.

Można argumentować, że po tych właśnie danych dolar się wzmocnił, ale po pierwsze było to umocnienie kosmetyczne, a po drugie po dużym wzroście kursu EUR/USD, a przed publikacją danych o sprzedaży detalicznej temu rynkowi i tak należała się już korekta. I to korekta poważna. Wzrost kursu EUR/USD wywołał korektę (niewielką) ceny ropy, ale w końcu dnia byki odrobiły straty, bo huragan Humberto doprowadził do zamknięcia kilku rafinerii. Zdrożała też miedź, ale złoto staniało, co było zarówno reakcją na lekkie umocnienie dolara jak i naturalną korektą.

Pretekstem do wzrostu cen akcji były informacje ze spółek. Dwiema lokomotywami rynku były akcje General Motors i McDonald's. GM zyskiwał, bo Citi Investment Research opublikował raport, w który zalecał kupno akcji tego giganta o ile związki zawodowe (United Auto Workers) zgodzą się na reformę funduszu emerytalnego. McDonald's obiecał zwiększyć o 50 procent dywidendę, co też musiało podnieść kurs akcji. Poza tym Countrywide Financial (największy pożyczkodawca hipoteczny w USA) poinformował, że dostał kredyt w wysokości 12 mld USD, a raport Fed pokazał, że dynamika spadku na rynku obligacji komercyjnych znacznie zwolniła. Gracze wywnioskowali (zdecydowanie przedwcześnie), że problemy sektora finansów mają się ku końcowi. Mało było tych pozytywnych impulsów, ale wystarczyło, żeby indeksy wzrosły - polowanie na obniżkę stóp trwa w najlepsze.

Po sesji nadeszły dwie informacje: zła i dobra. Złą było to, że Dell przesunął publikację raportu kwartalnego, bo weryfikuje dane z przeszłości, a to może wpłynąć na wielkość zysku. Dobrą to, że australijski Macquarie Bank (jedna z instytucji, która miała problemy z instrumentami opartymi na kredytach hipotecznych) opublikował rekordową prognozę. Inwestorzy w Azji połączyli tę informację z uzyskaniem finansowania przez Countrywide Financial i zaczęli z zapałam kupować akcje. Jednak kontrakty na amerykańskie indeksy rano lekko spadały, ale nie należy się tym zbytnio przejmować.

Piątkowe kalendarium jest wypełnione po brzegi raportami makroekonomicznymi, ale tak naprawdę tylko jeden z nich się liczy: dane o sprzedaży detalicznej w USA. Ostatnie raporty tygodniowe sygnalizowały, że konsument się nie poddaje, ale dzisiaj dowiemy się, jak wyglądała cała sprzedaż w sierpniu. Jak zwykle najważniejsze będą dane oczyszczone ze sprzedaży samochodów. Jeśli sprzedaż wzrośnie więcej niż o prognozowane 0,2 proc. to inwestorzy ucieszą się, bo będzie to sygnalizowało, że rzeczywiście spadek cen domów, zniżka indeksów, droga ropa, trudności ze znalezieniem pracy i otrzymaniem kredytów nie doprowadziły do ograniczenia wydatków konsumentów, którzy w 2/3 odpowiadają za wzrost PKB. Wydaje się wręcz nieprawdopodobne, żeby Amerykanie nie zmniejszyli wydatków, ale znając ich niepoprawny optymizm niczego wykluczyć nie można. Spadek sprzedaży co prawda zwiększyłby nadzieję na obniżkę stóp, ale prawdopodobieństwo recesji znacznie by wzrosło, a to zaszkodziłoby dolarowi i akcjom.

Pozostałe raporty będą miały niewielkie znaczenie. Najbardziej istotne mogą się okazać dane o cenach płaconych w imporcie (bez ropy). Im będą wyższe tym większa może być inflacja, a to bardzo by się graczom giełdowym nie spodobało. Dane o dynamice produkcji przemysłowej i wykorzystanie potencjału produkcyjnego oraz o zapasach w firmach nigdy nie wywołują reakcji na rynkach, ale warto im się przypatrzyć, bo gdyby na przykład produkcja spadła, a stosunek zapasów do sprzedaży pogorszył się to zwiększałoby prawdopodobieństwo wejścia gospodarki w recesję. Teoretycznie rynek może zareagować na wstępne dane o nastrojach, które zaprezentuje Uniwersytet Michigan, ale indeks nastroju będzie miał tylko wtedy znaczenie, jeśli potwierdzi wymowę danych o sprzedaży.

Surowce i posiedzenie FOMC prowadzi indeksy na północ

Czwartek nasza waluta rozpoczęła od stabilizacji. Trzeba odnotować, że kursy walut nie rosły nawet wtedy, kiedy kurs EUR/USD osuwał się. To sygnalizowało, że nasza waluta jest nadal bardzo silna. Przed południem, kiedy kurs EUR/USD spadał już całkiem mocno, złoty zaczął tracić. Niczego nie zmieniła publikacja danych o inflacji, ale z pewnością nie pomogły one naszej walucie. W sierpniu inflacja CPI wzrosła tylko o 1,5 proc. (oczekiwano wzrostu o 1,9 proc.), co nieco zmniejszyło prawdopodobieństwo podwyżki stóp. Lekkie umocnienie dolara i te dane doprowadziły do osłabienia naszej waluty do euro i dolara.

Taka korekta już się naprawdę rynkowi należała, bo kurs USD/PLN spadał przed nią 6 dni z kolei. Dzisiaj kierunek kursów walut zostanie ustalony po publikacji danych o sprzedaży detalicznej w USA. Przed weekendem często pojawia się korekta, ale gdyby kurs EUR/USD wzrósł to jej nie zobaczymy.

GPW rozpoczęła czwartkowa sesję małym spadkiem indeksów. Nie różniła się tym zachowaniem od innych giełd europejskich. Mogło nawet dziwić, że skala zniżki nie była nieco większa, bo nikogo nie zaskoczyłoby, gdyby rynek odreagował dość niezwykłe zakończenie środowej sesji. Bycze nastawianie rynku widać było już przed 11.00, kiedy to indeksy błyskawicznie wróciły do poziomu zamknięcia środowej sesji, a potem WIG20 go przełamał. Najlepiej zachowywały się spółki sektora paliwowego pod wodzą Lotosu (cena ropy trzymała się blisko poziomu 80 USD za baryłkę) oraz Prokom ciągle dyskontujący fuzję z Asseco (mocno odbijały też ceny akcji tej ostatniej spółki). Przede wszystkim jednak wzrost indeksów napędzany był zwyżką kontraktów.

Na godzinę przed otwarciem sesji w USA, kiedy na północ ruszyły indeksy na innych giełdach europejskich popyt na GPW przycisnął i WIG20 zaczął szybko rosnąć. Nadal jednak mniejsze spółki nie chciały drożeć - MWIG40 spadał. Obrót był tym razem wyższy, co zwiększa prognostyczną wartość zwyżki. Dzięki temu wzrostowi wygenerowane zostały sygnały kupna, ale w dalszym ciągu należy tę zwyżkę traktować jako ostatnią podfalę korekty wzrostowej. Dzisiaj losy sesji rozstrzygną się po 14.30, czyli po publikacji danych w USA. Rynkowi należy się już korekta, ale jeśli nawet taką zobaczymy to nie powinna być duża.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)