Szczególnie w Ameryce znów widać dużą dysproporcję między krótkoterminowym zachowaniem rynku, które jest bardzo dobre, a napływającymi danymi makroekonomicznymi, które nadal są w przeważającej części bardzo słabe. Potwierdził to choćby ostatnio indeks aktywności przemysłu ISM. Po raz kolejny w czasie obecnej bessy stajemy więc wobec sytuacji, w której inwestorzy kupują akcje w oparciu o nadzieje, a nie fakty.
W tym miejscu trzeba przypomnieć okres, kiedy kończyła się internetowa bessa, która z dzisiejszej perspektywy miała znacznie mniej poważne niż obecnie podstawy gospodarcze. Nie staliśmy wtedy w obliczu największego kryzysu od dziesiątek lat, a występowało jedynie przegrzanie koniunktury, typowe dla cyklu koniunkturalnego. Zakończenie internetowej bessy zabrało wiele miesięcy, a trwały trend wzrostowy, który zaczął się wiosną 2003 r., nastąpił po kilku kwartałach poprawy zysków spółek.
Teraz stoimy w obliczu dalszego pogorszenia zysków, które co gorsza będzie obejmować znacznie więcej branż niż dotychczas. Nie licząc spółek finansowych dwucyfrowa dynamika spadku zysków według ostatnich szacunków ma utrzymywać się zarówno w I kwartale, jak i II kwartale 2009 r., a w III kwartale mają się one obniżyć o blisko jedną dziesiątą. W kontekście zachowania rynków finansowych w 2009 r. zwraca uwagę przede wszystkim skala rozbieżności prognoz dotyczących notowań poszczególnych aktywów.
W Ameryce sytuacja dojrzała do rozstrzygnięć. Każdy kolejny wzrost S&P 500 będzie wskazywał na możliwość utrwalenia ruchu zwyżkowego.