Balansowanie na krawędzi październikowych dołków grozi nagłym załamaniem się kursów na Wall Street.
Na poniedziałkowej sesji na GPW panowała dość nudna atmosfera i indeksy traciły powoli na wartości przy niskiej aktywności zarówno popytu jak i podazy. Nasz rynek kopiował w dużej mierze ruchy z Eurolandu, gdzie podobnie jak u nas dominował kolor czerwony w notowaniach. Skalę zaangażowania inwestorów w handlu dobrze oddaje wartość obrotów, która wyniosła niecałe 700 mln złotych na całym rynku.
Większych emocji nie przyniósł debiut Enei. Akcje spółki przez cały dzień poruszały się w okolicy zera, choć podsumowując ofertę można mówić o bardzo umiarkowanym sukcesie Skarbu Państwa i spółki. Samo znalezienie inwestora branżowego wcale nie okazało się być łatwym zadaniem, a choć krajowi inwestorzy finansowi nie dopisali przy zapisach jak i na pierwszej sesji, to jednak notowania miały o wiele lepszy przebieg niż debiutujące kilka miesięcy temu Azoty Tarnów.
Na szerokim rynku aktywny handel miał miejsce na spółkach, które w piątek rozczarowały słabymi wynikami lub odwołały wcześniejsze prognozy finansowe na ten rok. Oba te warunki spełniły najmocniej tracące walory Pol-Aqua i Grupy Kolastyna. Liderem wzrostów natomiast był Immoeast - akcje dewelopera zwyżkowały drugi dzień z rzędu odrabiając małą część gigantycznej przeceny spółki.
Kluczowe krótkoterminowe wsparcie dla WIG20 na poziomie 1630 cały czas jest utrzymywane, lecz jesteśmy niebezpiecznie blisko tego poziomu.
Tymczasem coraz bardziej niepokojące są ruchy indeksów amerykańskich. Balansowanie na krawędzi październikowych dołków grozi nagłym załamaniem się kursów na Wall Street i myślę, że impas decyzyjny na naszym parkiecie w dużej mierze jest zdeterminowany właśnie strachem przed kolejnym ruchem spadkowym w USA.