Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Grupa Kęty: Ponad 60-procentowy wzrost zysku to nie koniec

0
Podziel się:

- Ludzie poczuli krew - mówi prezes aluminiowego giganta i zdradza plany spółki.

Grupa Kęty: Ponad 60-procentowy wzrost zysku to nie koniec
(Grupa Kęty)

O rewelacyjnych prognozach na pierwszy kwartał tego roku, szansach na przebicie całorocznych szacunków, ubijaniu gruntu pod perspektywiczne kontrakty i zakusach dywidendowych Otwartych Funduszy Emerytalnych rozmawiamy z Dariuszem Mańko, prezesem Grupy Kęty.

Money.pl: Pod koniec marca opublikowaliście znakomite prognozy na pierwszy kwartał tego roku, gdzie zakładacie ponad 60-procentowy wzrost zysku. Tydzień później zapowiedzieliście, że chcecie wypłacić nie 7 a 10 złotych dywidendy na akcję. Czym jeszcze w najbliższym czasie zaskoczycie akcjonariuszy? Co jeszcze ukrywacie?

Dariusz Mańko, prezes Grupy Kęty: (Śmiech) Nie ukrywamy już nic. Jeśli próbuje się coś ukrywać, bądź czegoś nie dopowiedzieć, to prędzej czy później wychodzi to na jaw. Jeśli tylko coś wiemy i uważamy, że powinniśmy podzielić się tym z rynkiem, to natychmiast to robimy. Tak było również z dywidendą. Zarząd przeprowadził rozmowę, w której wspólnie uznaliśmy, że są środki finansowe, aby wypłacić wyższą dywidendę. Wiele się nie zastanawiając podaliśmy to do publicznej wiadomości.

Wyższa dywidenda z pewnością ucieszy akcjonariuszy, ale czy jesteście w stanie poprawiać wyniki w ujęciu rocznym również w trzech pozostałych kwartałach 2014 roku? Ponad 60-procentowy wzrost zysku netto w pierwszym kwartale tego roku to - jak sami przyznajecie - efekt niskiej bazy. W pierwszych trzech miesiącach 2013 roku zarobiliście niespełna 17 milionów złotych. W kolejnych zyski Kęt sięgały już od 43 do niemal 50 milionów.

Pierwszy kwartał ubiegłego roku był słaby. Kolejne były już dla nas zdecydowanie lepsze. Stąd też wybicie wyników w pierwszych miesiącach tego roku będzie miało tak rzucającą się w oczy skalę. Czy kolejne będą również lepsze niż przed rokiem? Liczę, że tak. Nie będą to już takie skoki, jak w pierwszym kwartale, ale myślę, że również powinniśmy poprawiać wyniki.

Z prognoz tak nie wynika. Na cały 2014 rok szacujecie zysk netto w wysokości 126,5 miliona złotych. Jeśli odejmiemy oczekiwane 30 milionów zysku w pierwszym kwartale, to _ kwota pozostająca do podziału _ na kolejne trzy kwartały sugerowałaby raczej spadek zysku w ujęciu rocznym w każdym z trzech kolejnych.

Jest zbyt wcześnie, żeby dzisiaj już rewidować prognozy roczne, ale ma pan rację. Po tak dobrym pierwszym kwartale wygląda na to, ze prognozy na 2014 rok powinny zostać przebite.

*Czyli są spore szanse na podniesienie tegorocznych szacunków spółki? *

Tak.

Kiedy ewentualnie mogłoby do tego dojść?

Na ogół, jeżeli podnosimy prognozy, to robimy to w trzecim kwartale. Mamy wówczas zakończone pierwsze półrocze, mamy też już szacunki dotyczące trzeciego kwartału. Dopiero wtedy możemy powiedzieć coś więcej.

Lepiej pozytywnie zaskakiwać niż rozczarowywać akcjonariuszy?

Raczej tak. Podchodzimy do tworzenia prognoz finansowych w taki sposób, żeby z jednej strony nie rozczarowywać rynku i akcjonariuszy, a z drugiej strony staramy się tworzyć prognozy oparte o konkretne założenia i realną sytuację na rynku.

W prognozie na pierwszy kwartał chwalicie się między innymi wzrostem eksportu. W 2013 roku stanowił on 38 procent ogólnej sprzedaży. Potencjał wzrostu wygląda na całkiem spory.

Cały czas trzeba pamiętać o tym, że jeśli chodzi o najbliższy nam rynek europejski, wciąż jesteśmy młodą spółką. Wszystkie ruchy, które do tej pory robiliśmy to było trochę, jak pączkowanie. Jakaś firma w Czechach, jakaś firma w Anglii, trochę próbujemy w Niemczech, czy Holandii. Pierwsze momenty to rozpoznanie rynku, natomiast bez rewelacji jeśli chodzi o sprzedaż. Z każdym rokiem nasze organizacje nabierają jednak mięśni.

Które rynki są najbardziej perspektywiczne?

W zakresie segmentu systemów aluminiowych bardzo ładnie wygląda sytuacja w Czechach. W tym roku rynek ten będzie goniła także Wielka Brytania. Natomiast w segmencie wyrobów wyciskanych, głównie prym wiodły będą rynek niemiecki i włoski.

Zobacz, jak w ciągu ostatnich 12 miesięcy radziły sobie akcje Grupy Kety Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej

W prognozach na pierwszy kwartał zakładacie wzrost sprzedaży we wszystkich segmentach prowadzonej działalności, ale - co ciekawe - najmocniej, bo aż o 35 procent, ma wzrosnąć sprzedaż akcesoriów budowlanych. Czyżby mocniejsze ożywienie w branży?

Raczej nie. Nasza spółka zależna, działająca na tym rynku była kiedyś spółką Skarbu Państwa. Nietrudno sobie wyobrazić, jak wiele było tam zjawisk niepożądanych dla firmy. Obecnie kończymy tam najważniejszą część restrukturyzacji, a spółka spokojnie ze swoimi produktami może walczyć o rynek.

Pokaźne wzrosty nie mają zatem nic wspólnego z ożywieniem w branży?

Branża się nie ożywiła. Nadal dla nas jest trudna. Poratowaliśmy się eksportem. Jeśli chodzi o akcesoria budowlane mamy dobry eksport do Rosji, czy na południe Europy. Tam znaleźliśmy partnerów i to owocuje.

A branża motoryzacyjna? To również jeden z kierunków Grupy Kęty.

Jeśli dostarczamy jakieś akcesoria aluminiowe dla takich marek, jak Audi, Volkswagen, Mercedes, czy jakiejkolwiek innej, to na ogół nie jesteśmy dostawcą numer jeden. W ich wypadku relacje i kompetencje były budowane już od bardzo dawna, często od okresu powojennego. My do tych drzwi zaczęliśmy pukać zaledwie kilka lat temu. Dzisiaj wchodzimy tam jako drugi bądź trzeci dostawca komponentów, co dla nas i tak jest oceanem zamówień.

Rozumiem, że liczycie także na nowe inwestycje branży w Polsce, jak General Motors, czy Volkswagena?

Z tymi wszystkimi firmami kooperujemy. Być może w tej chwili są to jeszcze małe obroty, ale zawsze zaczyna się od małych zleceń. To są bardzo odpowiedzialne komponenty. Część z nich ma bowiem istotny wpływ na bezpieczeństwo podczas zderzenia, przez co certyfikacja takiego wyrobu jest czasochłonna. Jeśli wszystko się powiedzie, to cały kontrakt jest już dość przewidywalny, często podpisywany na dłuższy okres, na przykład na pięć lat. Zaczynamy już takie umowy dostawać i na to liczymy również w przyszłości.

To ubijanie gruntu pod perspektywiczne kontrakty z firmami z branży?

Zdecydowanie tak. Jednocześnie próbujemy uniezależniać się od rynku prostych profili aluminiowych, typu listewka, kątownik, czy rura aluminiowa. To dzisiaj może zrobić każdy. Mało tego, wystarczy przywieźć kontener z Chin i wszystkie elementy kosztują 10 złotych albo taniej. Marże są tu więc niestety niskie.

Jeśli natomiast dogada się na przykład kontrakt z Audi, a element jest naprawdę bardzo odpowiedzialny i w grę wchodzi znacznie więcej kompetencji, to znacznie wyższe są zarówno bariery wejścia dla konkurencji, jak i perspektywy sprzedaży z dobrymi marżami.

Nie da się ukryć, że zyski Grupy Kęty są mocno zależne od sytuacji makroekonomicznej, od tego, co dzieje się na świecie. Gospodarka z kolei, krótko mówiąc, była ostatnimi czasy dość kapryśna.

Głównie sprzedajemy na polskim rynku, na którym spodziewamy się ożywienia. Nasi klienci radzą sobie bardzo dobrze i nie mam powodów sądzić, żeby miało to się zmienić. W najbliższych pięciu latach do Polski napłynie kolejna porcja funduszy unijnych, co powinno dodatkowo pobudzić gospodarkę. Perspektywy są więc pozytywne.

A zagranica?

Wydaje mi się, że troszkę więcej było popłochu niż realnego kryzysu. Konsumenci zamiast kupować, woleli odkładać pieniądze, co poskutkowało swojego rodzaju psychozą w Europie. Jestem jednak optymistą odnośnie przyszłości. Uważam też, że nawet na słabym rynku jesteśmy w stanie znaleźć miejsce dla siebie.

Mówi Pan o ożywieniu na polskim rynku, optymistycznie patrzy na europejski, a mimo wszystko prognozujecie niemal 20-procentowy spadek zysku w stosunku do 2013 roku. Ostatni raz Grupa Kęty zanotowała taką sytuację z 2007 na 2008 rok, kiedy światowa gospodarka była w potężnych tarapatach.

Warto jednak przypomnieć, że ponad 30 milionów złotych ubiegłorocznego zysku to wpływ jednorazowego zjawiska. Chodzi o kwestię wyliczenia ulgi na podatek w strefie ekonomicznej. Jeśli chodzi o fizycznie wypracowane zyski, tegoroczna prognoza zakłada powieleniu ubiegłorocznych.

A co z inwestycjami?

W tym roku chcemy na ten cel przeznaczyć 143 miliony złotych.

Ostatnia, o której informowaliście to zwiększenie mocy produkcyjnych w segmencie opakowań. Preferujecie wzrost organiczny i nie szukacie potencjalnych celów do przejęcia?

Większość menedżerów w firmie, nie tylko z segmentu opakowań, to ludzie w wieku około 40 lat. Ich podwładni to również ludzie młodzi. Kapitał ludzki w Grupie Kęty jest obecnie wyśmienity. Ci właśnie ludzie _ poczuli krew _, poczuli, że możemy walczyć o nowe zamówienia, że możemy więcej eksportować, że możemy uzyskiwać dobre marże.

Przykładem są opakowania, które wyprzedziły pięcioletnią strategię. To, co mieliśmy wydać na inwestycje do 2015 roku w segmencie opakowań, wydaliśmy już wcześniej. Mało tego, już obłożyliśmy nowe urządzenia. Skoro są zamówienia, to trzeba je realizować. Tym bardziej, jeśli wciąż mamy potencjał do zwiększania mocy produkcyjnych, a sam biznes jest bardzo zyskowny.

Akwizycje specjalnie nie wchodzą w grę?

Prowadzimy cały czas prace, robimy symulacje, analizujemy firmy we własnym zakresie. Dopóki jednak z entuzjazmem przychodzą menedżerowie z poszczególnych segmentów, zapewniają że dadzą radę i deklarują atrakcyjne zwroty z inwestycji, po co szukać lepszego w dobrym?

Czyli dopóki tylko będzie możliwość wzrostu organicznego, potencjalne przejęcia będą jedynie drugorzędną kwestią?

Jeśli wyczerpią się możliwości rozwoju to oczywiście rozważymy inne opcje. Trudno jednak szukać czegoś na zewnątrz, jeśli wszystkie nasze segmenty tryskają pomysłami i wciąż mają spory potencjał do wzrostu. Nie chciałbym tego przerywać, a tak by się stało, gdybyśmy wydali pieniądze na jakąś zewnętrzną spółkę.

Zobacz, jak w ciągu ostatniego miesiąca radziły sobie akcje Grupy Kęty Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej

Pojawiły się głosy, że wspomniana wcześniej podwyżka dywidendy z 7 na 10 złotych może nie wystarczyć Otwartym Funduszom Emerytalnym, które mają niemal połowę udziałów w Grupie Kęty. Co, jeśli fundusze będą chciały więcej?

Nic na to nie poradzimy. To jest wola akcjonariuszy i zarząd musi ją uszanować.

Ale rozumiem, że to ograniczyłoby nieco plany inwestycyjne spółki?

Tak. Muszę natomiast powiedzieć, że mi z OFE zawsze się bardzo dobrze pracowało. W 2008 roku, kiedy zanotowaliśmy spadek zysku w stosunku do poprzedniego roku, poprosiłem fundusze, żeby nie wypłacać dywidendy, żeby dały czas na przemeblowanie działalności. Powiedziałem: _ dajcie mi rok na złapanie oddechu, żebym od nowa rozpędził maszynę _i tak właśnie się stało. Teraz się rewanżuję co roku wypłacając wyższą dywidendę.

Dywidenda powyżej 10 złotych na akcję zarządu by jednak nie ucieszyła?

Nie. Zaproponowaliśmy 10 złotych, bo to kwota, która z jednej strony pozwoliłaby nam na dalszy rozwój działalności, dalsze inwestycje, a jednocześnie powinna zadowolić akcjonariuszy.

Trudno zarządza się spółką, którą de facto kontrolują przedstawiciele OFE?

Jest wszystko dobrze, jeżeli zarząd i kadra menedżerska są mocno i głęboko związane z firmą. Fundusze nie są akcjonariuszem, który wchodzi w czyjeś kompetencje. Jeżeli w spółce jest wszystko dobrze, są jedynie biernym udziałowcem.

Wspomina Pan o zaangażowaniu zarządu i kadry kierowniczej, a tymczasem na początku kwietnia raportowaliście, że osoba z zarządu sprzedała akcje spółki za ponad 370 tysięcy złotych, a ktoś z kierownictwa pozbył się udziałów wartych ponad 225 tysięcy złotych. Kwota ponad pół miliona złotych działa na wyobraźnię. Inwestorzy powinni się martwić?

To zupełna zbieżność. Proszę pamiętać, że mamy program opcji menedżerskich. Program jest dla nas opłacalny, ale trzeba zaangażować dużą gotówkę, co często prowadzi do sprzedaży części akcji. Zapewniam, że stosunek akcji sprzedanych, do zaangażowania managementu ogółem jest niewielki.

Czytaj więcej w Money.pl

spółka dnia
giełda
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)