Jak podają agencje, rozejm na Bliskim Wschodzie faktycznie funkcjonuje, armia izraelska wycofuje się z Libanu, mieszkańcy wracają do swych domów. Uspokojenie sytuacji na Bliskim Wschodzie może też przyczyniać się do dalszych spadków na rynku ropy i paliw. Coraz lepsze informacje dochodzą z Alaski.
Na londyńskiej giełdzie paliwowej ropa Brent w kontraktach wrześniowych zakończyła piątek ceną 75,63 USD za baryłkę. Dzisiaj rano otworzyła się z 75,16 i wyższej ceny jak na razie nie osiągnęła, a około 9:30 ciągle była jeszcze nawet poniżej 75 USD. Od wybuchu konfliktu na Bliskim Wschodzie cały czas towarzyszyły mu obawy, że walki mogą rozszerzyć się i objąć też inne państwa w regionie, np. producentów ropy. Mogłoby to zakłócić dostawy surowca z regionu i podnieść jeszcze wyżej i tak już bardzo wysokie ceny. Teraz te lęki powinny zniknąć, jeśli oczywiście rozejm będzie przestrzegany, a budowanie pokoju przebiegać będzie prawidłowo.
Potwierdzają się też wcześniejsze informacje, że BP nie będzie musiało zamknąć całości produkcji z pola naftowego na Alasce, gdzie w zeszłym tygodniu doszło do awarii rurociągu. Mniej więcej połowa normalnej produkcji, czyli około 200 tys. baryłek ropy dziennie, będzie przywrócona. To też zmniejsza obawy o niedobory ropy na świecie. OPEC, organizacja dostarczająca na rynek około 40 proc. światowej ropy, nie widzi powodów do interwencji. Dodatkowo po raz kolejny podkreślono, że wysokie ceny paliw mogą zaszkodzić globalnej gospodarce i rozwojowi. Zwróciła na to uwagę w ostatniej edycji swojego cyklicznego raportu Międzynarodowa Agencja Energii.
