Start wtorkowej sesji na giełdzie w USA daje nadzieję na uspokojenie sytuacji na rynkach finansowych. Akcje lekko idą w górę po tym, jak dzień wcześniej zanotowały największy zjazd od 10 lat.
Po serii rekordów na giełdzie w USA niespodziewanie na rynki wkradła się bardzo duża nerwowość. Poniedziałkowa sesja na Wall Street skończyła się spadkami cen akcji przekraczającymi 4 proc. To najgorszy wynik od dekady, który dodatkowo szerokim echem odbił się na światowych rynkach.
Inwestorzy ze zniecierpliwieniem czekali na wznowienie handlu we wtorek. Przez różnice w czasie amerykańska giełda startuje dopiero o godz. 15.30. Warto było jednak czekać do tego momentu. Okazuje się, że emocje wśród giełdowych graczy zostały opanowane, a przerwa pozwoliła im złapać drugi oddech. Pierwsze minuty wtorkowej sesji za Oceanem przynoszą nawet wzrosty notowań.
Indeks S&P500 zyskuje około 0,4 proc., Dow Jones jest 0,3 proc. na plusie, a notowania Nasdaq są 0,25 proc. nad kreską. Trudno mówić o szybkim odrabianiu strat, ale przynajmniej na razie sytuacja zdaje się być opanowana.
Zachowanie Wall Street sugeruje, że rację mogą mieć wszyscy ci obserwatorzy, którzy mówili tylko o korekcie, odrzucając opcję głębszego kryzysu. Warto jednak uważnie obserwować wydarzenia w kolejnych godzinach.
- Szukając odpowiedzi na pytanie o przyszłość giełdy w USA warto spojrzeć na całość hossy na indeksie S&P500. Jest to piąta korekta w trakcie tego rynku byka, a rozmiary poprzednich czterech wahały się w przedziale od 14,2 do 17,2 proc., przyjmując średnią wartość równą 15,5 proc.. Póki co, od ostatnich szczytów S&P 500 spadł "tylko" około 8 proc., tak więc na razie powinniśmy się wstrzymać ze snuciem apokaliptycznych wizji - komentuje sytuację Filip Kondej, analityk XTB.