Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Mateusz Ratajczak
Mateusz Ratajczak
|
aktualizacja

Koronawirus w Polsce. Nagły wzrost liczby osób w szpitalach. "To nie efekt świąt"

677
Podziel się:

Dwa dni, tysiąc osób więcej w szpitalach. Takiego tygodnia od początku epidemii koronawirusa w Polsce jeszcze nie było. Jak przekonuje Ministerstwo Zdrowia, nie jest to efekt "świątecznych wyjazdów". Jednocześnie resort przyznaje, że chce dostawiać kolejne łóżka i zamawiać kolejne respiratory do szpitali.

Koronawirus. Liczba osób hospitalizowanych skoczyła tydzień po świętach
Koronawirus. Liczba osób hospitalizowanych skoczyła tydzień po świętach (PAP, Tomasz Wojtasik)

W poniedziałek ponad 400, we wtorek kolejne 500 osób trafiło do szpitali w związku z koronawirusem. Takiego skoku liczby osób hospitalizowanych nie było w Polsce od początku epidemii.

Jak wynika z analizy money.pl, zwykle kolejne dni przynosiły po kilkadziesiąt, ale nie więcej niż 200 nowych osób w szpitalach. Na początku kwietnia liczby te w zasadzie "zastygły". W ciągu kilkunastu pierwszy dni liczba nowych przyjęć wyrównywała się z wypisami osób zdrowych lub negatywnie zweryfikowanych (nie mieli koronawirusa, choć podobne objawy).

Wystarczyły jednak dwa dni, by obraz całkowicie się zmienił. Łącznie liczba osób pod stałym nadzorem lekarzy - według stanu na 21 kwietnia - wyniosła aż 3,5 tys. Blisko o tysiąc więcej niż do tej pory. Nie sposób nie zauważyć, że skok nastąpił 7 dni po świętach wielkanocnych.

Zobacz także: Przekop Mierzei Wiślanej. Koronawirus nie powstrzyma inwestycji

O wzrost liczby osób hospitalizowanych zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia.

Jak tłumaczy money.pl rzecznik resortu Wojciech Andrusiewicz, w liczbie osób hospitalizowanych znajdują się również ci, którzy nie mają pozytywnego wyniku testu na koronawirusa. Ich stan wskazuje na chorobę wywołaną właśnie tym wirusem, ale pewności nie ma - to wykażą dopiero testy. Jednocześnie Andrusiewicz zaznacza, że "nie można w tej chwili mówić o efekcie świąt".

Dlaczego? Bo nie przybywa liczba osób chorych "z ulicy". Problemem są za to zamknięte miejsca – szpitale, domy pomocy społecznej, inne placówki lecznicze.

- Sytuacja i liczba zakażonych koronawirusem w Polsce jest na stabilnym poziomie. Prawdą jest jednak, że mamy wiele ognisk choroby. Pojawiły się w niektórych placówkach, w niektórych domach pomocy społecznej. I właśnie dlatego w ostatnich dniach liczby falowały, raz były to wyższe wyniki, raz niższe. Jeżeli mamy ognisko, to automatycznie do liczb dodawana jest większa grupa - mówi. I potwierdzają to ostatnie aktualne dane. Liczba osób w szpitalach wciąż jest wyższa niż 3 tys., jednak jednego dnia wyraźnie spadła. 200 osób wyzdrowiało, kolejna taka grupa miała najprawdopodobniej negatywny wynik testu.

Dlaczego tylko najprawdopodobniej? Ministerstwo Zdrowia publikuje niewielką część posiadanych przez siebie danych. W codziennych raportach pojawia się wyłącznie liczba zbadanych próbek (a nie również liczba przebadanych osób). Brakuje też codziennych informacji o skuteczności wyboru osób do przetestowania (mógłby o tym świadczyć niski stosunek trafionych pozytywnych testów do ogólnej liczby wykonanych nowych testów). Stąd w wielu przypadkach trzeba opierać się na szacunkach.

- Epidemia nie minęła, ale możliwości polskich szpitali nie są w tej chwili nawet zbliżone do maksymalnych - argumentuje Wojciech Andrusiewicz.

I wylicza, że w szpitalach zakaźnych i oddziałach zakaźnych zajętych jest 2,4 tys. łóżek z puli blisko 10 tys. W szpitalach zakaźnych przygotowane jest 1,5 tys. respiratorów, ale w użyciu jest ich około 10 proc. - Mamy bufor bezpieczeństwa w postaci łóżek i respiratorów, ale… wciąż przygotowujemy się na najgorsze możliwe scenariusze. Pracujemy nad zwiększeniem liczby dostępnego sprzętu - mówi.

O "efekcie świąt" w programie specjalnym Wirtualnej Polski mówił również prof. Krzysztof Simon, ordynator oddziału zakaźnego ze szpitala specjalistycznego we Wrocławiu. Jak wskazywał, operatorzy komórkowi dostarczyli dane wskazujące, że wyjazdy świąteczne jednak nie zostały w całości zatrzymane. Spora grupa Polaków pojechała. Jak przewiduje prof. Simon, w statystykach na pewno będzie to widoczne, choć jeszcze nie nadszedł ten moment. Okres wylegania się wirusa to od 7 do 14 dni.

Z codziennych danych Ministerstwa Zdrowia nie wynika również, by przybywało "poświątecznych" chorych. I tak 21 kwietnia, czyli równo tydzień po świętach, licznik zamknął się na 263 nowych przypadkach. Jednocześnie liczba testów w ciągu tego dnia wyniosła aż 14 tys. To oznacza, że niecałe 2 proc. wykonanych badań przyniosło pozytywny wynik. Gdyby liczba chorych w populacji gwałtownie się zwiększała, powinno być to widoczne w stosunku pozytywnych testów do wykonanych testów.

Obejrzyj i dowiedz się, jak chronić się przed koronawirusem:

gospodarka
gospodarka polska
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(677)
Anna
4 lata temu
Poczekajmy do maja, czerwca...po co ta wcześniejsza szopka. zostań w domu... już nie długo będziemy zdychać, ale najważniejsza jest kasa
Freeman
4 lata temu
Prawdziwa... Pandemia strachu! Człowiek kiedyś uwierzy że jest istotą rozumną i pojmie jak wiele w nim zwierzęcego strachu... Ludzkiego gusła! Każdy kto wykorzystuje miłość dla własnej korzyści nie jest wart nawet kochania! I tak w trosce o rodzinę sami izolujemy się od bliskich i tych, których tak bardzo KOCHAMY! Czy przyjdzie więc nam w samotności umierać ;( Obudźmy się, proszę... Ukochana Polsko!
Janis
4 lata temu
To efekt zakupów przedswiątecznych , były mega kolejki, ja to przewidziałąm i zrobiłam zakupy wcześniej.
beee
4 lata temu
a czemu nie pozwolić zarazić się wszystkim i leczyć tylko tych z ciężkimi objawami ,a reszta do pracy ?
eeee
4 lata temu
A po co przyjmować do zaraźliwego szpitala kogoś ,kto nie kaszle i nie ma gorączki ,choćby nawet mial tego pseudowirusa?
...
Następna strona