Noclegi w górach. Firmy kombinują jak mogą
Odwiedziny u cioci, przechowalnia nart, praca zdalna czy zamknięte szkolenia - branża turystyczna robi co może, aby obejść przepisy. Kombinowanie może się skończyć wysoką karą.
Święta, sylwester, a zaraz potem ferie to dla górskiego biznesu turystycznego okres żniw.
W tym roku będzie jednak zupełnie inaczej. Z powodu pandemii koronawirusa gastronomia może działać jedynie na wynos, a hotele obsługują tylko gości wyjeżdżających w podróż służbową.
I nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie, choć część tych obostrzeń została zdjęta. Według nieoficjalnych informacji zostaną one utrzymane przynajmniej do 18 stycznia.
Ferie 2021. Dwugłos w rządzie? Müller rozwiewa wątpliwości
Jak pisze czwartkowa "Rzeczpospolita", firmy próbują obejść przepisy. Restauracje oferują np. zamknięte szkolenia kulinarne czy "darmowe" degustacje, gdzie klient płaci dopiero przy wyjściu, aby w razie kontroli nie narazić się na karę.
Z kolei hotele oferują swoim klientom np. "pracę zdalną w górach". Zdaniem prawników, to ryzykowne rozwiązanie, bo wyjazd służbowy to nie to samo, co praca z domu i musi być uzasadniony, np. wizytą w urzędzie lub sądzie.
Firmy oferują też wynajem "schowka na narty, którego można pilnować w nocy". Po sieci krążą też wzory wiadomości od "dawno niewidzianej cioci", dzięki czemu weekendowy wypad może być uznany za wizytę rodzinną lub towarzyską.
– Nie pochwalam bezprawnych działań – mówi "Rzeczpospolitej" adwokatka Marta Kosecka. Przypomina jednak, że restauratorzy od dwóch miesięcy świadczą usługi jedynie na wynos, a do dziś nie dostali od państwa żadnej pomocy. – To popycha ludzi do wykorzystywania każdej sytuacji, by zarobić, przetrwać i się utrzymać.
W zeszłym tygodniu wicepremier Jarosław Gowin zapowiedział, że przedsiębiorcy niezachowujący obostrzeń zostaną ukarani i nie będą mogli otrzymać rządowej pomoc.