Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Osiecki
|

W poszukiwaniu straconej większości

0
Podziel się:

Plany PiS-u spaliły na panewce, z Samoobrony nie udało się wyciągnąć tylu renegatów, aby stworzyć koalicję większościową. Co dalej?

W poszukiwaniu straconej większości
(PAP/Paweł Kula)

Plany PiS-u spaliły na panewce, z Samoobrony nie udało się wyciągnąć tylu renegatów, żeby stworzyć koalicję większościową. Co dalej?

W tej chwili przedterminowe wybory są tak samo prawdopodobne jak stworzenie koalicji z PSL-em - szanse są pół na pół.

PSL po raz kolejny w swej historii stał się ważnym graczem. Bez Ludowców Jarosław Kaczyński nie ma nawet co marzyć o rządzeniu krajem. Ale nawet jeśli PSL uda się namówić do współpracy to i tak koalicji do większości brakuje minimum ośmiu głosów.

Negocjacje koalicyjne mogą potrwać nawet d następnego posiedzenia sejmu, a wiec trzy tygodnie. „PSL doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że od nich wiele zależy i wykorzystają to żądając bardzo wysokiej ceny za swoje glosy" - mówi polityk znający sytuację w koalicji.

_ W tej chwili koalicja liczy około 200 głosów. Żeby skutecznie rządzić trzeba mieć minimum 231 „szabel" w sejmie. _Tyle głosów to niezbędne minimum przy założeniu, ze posłowie będą karnie stawiali się w sejmie i nie będą chorowali lub opuszczali posiedzeń z innych powodów.

W oficjalnych wypowiedziach politycy PiS silili się na entuzjazm. „W kwestii stworzenia większości rządowej jestem w tej chwili optymistą. Sądzę uda się zebrać większość, ale nie mówmy hop, zanim nie przeskoczymy" - oświadczył premier Jarosław Kaczyński. Nieoficjalnie jak się dowiedzieliśmy politycy PiS z „kalkulatorem w ręku" liczą szanse na stworzenie rządu. I niezależnie do sposobu obliczeń zawsze wychodzi, im że wielości nie mają. "Przez jakiś czas może też funkcjonować rząd mniejszościowy, ale to może być tylko rozwiązanie krótkotrwałe" - dodał premier. I postraszył posłów wizją przedterminowych wyborów, jeśli nie dojdzie do stworzenia koalicji większościowej.

Zgubna pewność siebie

W czwartek liderzy PiS byli pewni, że panują nad sytuacją. Według naszych informacji secesjoniści z Samoobrony zapewniali władze Prawa i Sprawiedliwości, że z partii Andrzeja Leppera odejdzie w sumie kilkanaście osób.

„Andrzej Lepper dość szybko się zorientował co jest grane. Zaczął dzwonić do wszystkich posłów i wymógł na większości przyrzeczenie lojalności. Obiecał im po prostu pierwsze miejsca na listach wyborczych. Te pozycje zapewniają wejście do sejmu. I tym ludziom to wystarczyło bo znaczna część z nich ma kredyty, a pensji poselskich łatwiej je spłacić. PiS takich warunków nie obiecywał - twierdzi jeden z posłów znających sytuację w Samoobronie.

Jednak nerwowe przeliczanie szeregów w partii Andrzeja Leppera trwało do piątkowego poranka. „Panie przewodniczący ja zawsze byłam lojalna. Dzwonili do mnie przez całą noc, ale ja zostaję. Nigdy nie chciałam odchodzić" wołała posłanka Marzena Paduch rzucając się w objęcia Leppera przed wejściem na posiedzenie klubu parlamentarnego.

„W nocy dzwonił do mnie Jacek Kurski. Proponował przejście do PiS. Nie zgodziłam się bo nigdy nie opuszczę Andrzeja Leppera. To wielki człowiek, on będzie prezydentem - emocjonowała się Danuta Hojarska, posłanka z co najmniej jednym wyrokiem na koncie.

Posłowie, do których naprawdę dzwoniono z PiS przezornie milczeli. Woleli nie narażać się szefowi i na przyszłość uniknąć podejrzeń o nielojalność.

Wódz Samoobrony skutecznie zapobiegł rozbiciu swojego ugrupowania. Ostatecznie partię opuściło zaledwie pięć osób. W południe Lepper zorganizował demonstrację swojej siły. Podczas konferencji prasowej w hotelu Holiday Inn za jego plecami stali praktycznie wszyscy posłowie Samoobrony w krawatach w partyjne barwy. Przy jego boku była Sandra Lewandowska. Młodziutka posłanka, która według doniesień mediów miała być kuszona przez PiS.

Przegrana pierwsza bitwa

Widząc triumf Leppera władze Prawa i Sprawiedliwości zapadły się pod ziemię. Niespodziewanie odwołano konferencję prasową szefa klubu parlamentarnego PiS Marka Kuchcińskiego. „Nasi liczyli, że będą mogli się pochwalić klubem parlamentarnym (czyli grupą minimum 15 posłów) stworzonym z byłych działaczy Samoobrony. Jeszcze w nocy z czwartku na piątek słyszeli od liderów buntu, że z partii Leppera odejdzie nawet 20 osób. A teraz okazało się, że góra urodziła mysz" - przyznał jeden z polityków PiS.

„Liderzy chyba uwierzyli we własną propagandę sukcesu. Ogłaszano wszem i wobec, że Lepper straci połowę klubu bo liczono, że to skłoni PSL do ustępstw podczas rozmów o koalicji. Próbowali wmówić Pawlakowi, że nie jest tak potrzebny jak to jest naprawdę. Tyle, że on od razu przejrzał tę grę" - dodaje nasz informator.

Ukryli się także uciekinierzy z Samoobrony. Pięciu renegatów z najpierw długo konferowało z liderami PiS, a potem marszałkiem sejmu.

Ostatecznie władze Prawa i Sprawiedliwości spróbowały przekuć porażkę w sukces. Powstał klub parlamentarny Ruchu Ludowo-Narodowego. Stworzyli go wspólnymi siłami politycy wyrzuceny z PiS Ryszard Kaczyński, który został przyłapany na jeździe samochodem na podwójnym gazie, PO Krzysztof Szyga, który zataił fakt, iż była karany sądownie. (Za to został usunięty z partii na dzień przed wyborami, ale nie można było go jednak skreślić z listy wyborczej i dostał się do sejmu) oraz renegaci i secesjoniści z LPR i Samoobrony. W ten sposób zebrano ledwie 15 posłów, czyli niezbędne minimum do powstania klubu parlamentarnego.


Kto wygra wojnę?

Widząc taki rozwój sytuacji Ludowcy zrozumieli, że mogą zyskać wiele. Z premierem Kaczyńskim najpierw negocjował Józef Zych. Potem na spotkanie przyjechał szef partii Waldemar Pawlak. Rozmowy nie przyniosły żadnego skutku.

„Podjęcie rozmów z PiS i LPR w sprawie stworzenia koalicji rządowej nie przesądza o ich wyniku. Nie ma żadnych decyzji. Umówiliśmy się na kolejną rozmowę w przyszłym tygodniu" - oświadczył enigmatycznie prezes PSL Waldemar Pawlak. „W czasie piątkowej rozmowy z premierem były omawiane trzy warianty rozwoju sytuacji politycznej. Koalicja konstytucyjna PiS, PSL, PO, plus LPR, koalicja oparta o przebudowę dotychczasowej koalicji oraz rozwiązanie Sejmu i wybory" - dodał.

W tej sytuacji PiS zaczął straszyć PSL oraz posłów z Samoobrony licząc, że kogoś jeszcze przeciągnie na swoją stronę. „Premier Jarosław Kaczyński nie wyklucza złożenia przed najbliższym posiedzeniem Sejmu wniosku o wotum zaufania dla swojego rządu" - oświadczył rzecznik rządu Jan Dziedziczak. Nie przegłosowanie takiego wniosku oznacza upadek rządu i przedterminowe wybory.

Pojawiły się także informacje, że PiS złoży uchwałę o skróceniu kadencji . I jednocześnie rozpocznie bardzo przyśpieszone prace nad zmianą ordynacji wyborczej. Liderzy Prawa i Sprawiedliwości ogłosili, że chcą wprowadzić ordynację większościową, dającą bonus zwycięskiej partii w postaci 50 procent miejsc w sejmie. Zmiana ordynacji ma zastraszyć PSL, a przedterminowe wybory to próba wywarcia na posłów „dietetycznych" dla których pensja z sejmu jest ważnym argumentem za trwaniem kadencji. To grupa parlamentarzystów, która zdaje sobie sprawę, że już nigdy nie znajdzie się ponownie w sejmie, a ma do spłacenia kredyty. Oni za możliwość przetrwania parlamentu mogą popierać każdą uchwałę i odejść z macierzystej partii.

Ludowcy jednak nie dają się zastraszyć. „Mamy dużo czasu. Posiedzenie sejmu jest za 3 tygodnie i dopiero wówczas padnie wniosek o skrócenie kadencji. Do tego czasu możemy negocjować i stawiać warunki. Czas będzie grał na naszą korzyść" - przekonują w prywatnych rozmowach liderzy tej partii.

Pewne jest, że przez kilkanaście dni PiS będzie próbował sklecić koalicje. Niewykluczone, że dojdzie do totalnej wojny z liderami Samoobrony Andrzejem Lepperem, Krzysztofem Filipkiem i Januszem Maksymiukiem. Jak szepczą posłowie w kuluarowych rozmowach są zbierane „kwity" na te osoby.

Jednocześnie będą prowadzone próby podkupienia przez PiS posłów z opozycji. A za trzy tygodnie sejm może rozpocząć obrady od bardzo emocjonującego głosowania nad skróceniem kadencji.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)