"Tysiące Syryjczyków pokonują jedną granicę za drugą nie dlatego, że tutaj jest raj. Przybywają, bo piekło istnieje tam, gdzie żyją" - pisze Dominika Kulczyk w przedmowie raportu CEED Institute. Naukowcy na zlecenie instytutu przyjrzeli się imigracji w całej Europie. Wnioski? Wbrew obiegowej opinii imigranci nie przyjeżdżają z wyciągniętymi rękami po zasiłki. Chcą pracować.
Imigranci przyjeżdżają tylko po zasiłki? Mit i szkodliwy stereotyp. Badania CEED, instytutu ufundowanego w 2010 r. przez Jana Kulczyka, rozprawiają się z tą tezą. Zdecydowana większość przyjezdnych jest aktywna zawodowo - czytamy w raporcie zatytułowanym "Początek końca. Czy migranci doprowadzą do upadku UE?".
Z badań wynika, że w większości krajów naszego regionu odsetek pracujących imigrantów jest bardzo zbliżony do tego, ilu rdzennych obywateli pracuje. Lub nawet wyższy. Spójrzmy na dane Eurostatu, przywołane w raporcie. W przypadku Polski imigranci byli bardziej aktywni od... nas samych. W naszym kraju 73 proc. przyjezdnych jest aktywnych zawodowo, Polaków z kolei 68 proc.
Z krajów Europy Środkowo-Wschodniej najwyższy poziom aktywności przyjezdnych obserwowany jest na Litwie, Słowacji oraz w Czechach. Najmniejszy zaś w Chorwacji - tam pracuje ich tylko połowa. Z kolei Niemcy - przez wielu uważane za mekkę imigrantów nakierowanych na zasiłki - również mogą się pochwalić dobrym wynikiem. Odsetek pracujących imigrantów to 69 proc, odsetek pracujących rdzennych Niemców to 78 proc.
Danym w wielu przypadkach trudno konkurować z medialnymi historiami. Kilka dni temu internet obiegła historia o syryjskim uchodźcy, który ma 4 żony i 23 dzieci. Rodzina żyje tylko z pomocy socjalnej - historię opisywał portal "Deutsche Welle".
Autorzy raportu - prof. Maciej Duszczyk i mgr Kamil Matuszczyk z Instytutu Polityki Społecznej na Uniwersytecie Warszawskim - podkreślają ciekawą rzecz. Otóż wysokie statystyki pracujących imigrantów nie świadczą wcale o przyjaznej polityce państwa, a raczej o restrykcyjnych przepisach. I o tym, że dany kraj preferuje inwestycje zagraniczne, które zawsze wraz ze sobą przyciągają pracowników z zagranicy.
Czego jeszcze mogliśmy nie wiedzieć o imigrantach?
W Polsce dość rozpowszechniony jest pogląd, że imigranci zabierają miejsca pracy Polakom. A jak to wygląda w statystykach? Faktycznie jesteśmy liderem - w żadnym innym kraju nie pracuje tak... niewielu imigrantów.
Z danych OECD wynika, że ogółem pracownicy urodzeni za granicą stanowią tylko 0,28 proc. siły roboczej w Polsce. To zaledwie 0,14 proc. stanowisk, na których nie potrzeba wysokich kwalifikacji.
W Szwecji i Niemczech ta dysproporcja jest ogromna - tam imigranci zajmują blisko 40 proc. stanowisk o niskich kwalifikacjach, stanowiąc zarazem ok. 15 proc. siły roboczej ogółem. Najbliżsi statystycznie są nam Węgrzy - tam "odsetek imigrancki" w obu przypadkach wynosi ok. 2,5 proc.
Czy pracujący u nas imigranci są biedni? Tu znów zaskoczenie - imigranci w takich krajach jak Estonia, Niemcy czy przede wszystkim Szwecja, zarabiają sporo mniej niż krajowi pracownicy. Są jednak cztery kraje - w tym Polska - gdzie mediana wynagrodzeń jest wyższa u napływowych menedżerów czy robotników. Co za tym idzie, w naszym kraju imigranci są dużo rzadziej narażeni na ubóstwo niż rdzenni Polacy.
Autorzy raportu podkreślają jednak, że ma to związek z tym, że w Polsce czy Bułgarii imigranci to margines całej siły roboczej w kraju.
Najwięcej w świat wysyła Ukraina
W Polsce widać to gołym okiem - w sklepach, autobusach, na budowach. W Warszawie przybywa Ukraińców pracujących dla Ubera. Ukraińcom wydaliśmy 763 tys. oficjalnych pozwoleń na pracę. Ale już dziś mówi się, że nad Wisłą pracuje ich przynajmniej milion. Historie kilku z nich opisywał Przemysław Ciszak, dziennikarz WP money.
W Polsce brakuje w tej chwili osób pracujących w transporcie, budownictwie i usługach. Pracownicy z Ukrainy wypełniają miejsca po osobach, które wyjechały m.in. do Wielkiej Brytanii. I chociaż debata o migracji w wielu krajach to element ostrego sporu politycznego - większość nowych krajów UE chętnie korzysta z przyjeżdżających pracowników.
Nie bez powodu. Trendy demograficzne są nieubłagane - od lat Polska się kurczy. A według ekspertów, aby zachować obecną populację pracowników, wszystkie kraje nowej UE będą musiały się otworzyć na imigrantów. Polska, Rumunia czy Czechy powinny przyjąć do 2045 roku odpowiednio: 6 mln pracowników, 3,6 mln oraz 2 mln. Bez cudzoziemców problemy będą mieli nie tylko pracodawcy, ale również budżet i system emerytalny. Warto podkreślić, że spadająca populacja to problem nie tylko Polski - dotyka on w różnym stopniu większości krajów UE.
Jak wynika z danych Komisji Europejskiej, nowe kraje członkowskie UE (często określane jako UE 11) nie są zbyt chętnie wybierane przez imigrantów. W Polsce przyjezdni stanowią nie więcej niż 0,2 proc. całej populacji. Najwięcej cudzoziemców mieszka w Estonii oraz na Łotwie - w większości są to Rosjanie. W większości państw UE-11 odsetek imigrantów nie przekracza 2 proc. populacji społeczeństwa.
Seniorzy też wędrują
Autorzy raportu, prof. Duszczyk i mgr Matuszczyk, zwrócili uwagę na jeszcze jeden ciekawy trend w raporcie CEED Institute. Otóż od lat do nowych krajów Unii Europejskiej napływają również seniorzy. Oczywiście nie ma mowy o seniorach z krajów objętych konfliktami, mowa tu o starszych Niemcach i Austriakach. Badacze przewidują, że postępujący napływ bogatszych seniorów może pomóc w stworzeniu tak zwanej srebrnej gospodarki.
Srebrna gospodarka często nazywana jest gospodarką senioralną. Najsilniejsza część takiej gospodarki dotyczy opieki medycznej i innych usług skierowanych właśnie do osób po 65 roku życia.
Tendencję te widać również wśród inwestorów. Już dziś część zastanawia się nad budowaniem domów spokojnej starości - w naszym kraju powstaje coraz więcej takich prywatnych ośrodków. Inwestycje w Polsce już teraz planują firmy z Niemiec i Holandii.
Cena za miesiąc pobytu? Od 3 tys. do nawet 8 tys. zł - tyle już w tej chwili trzeba zapłacić za pobyt seniora w dobrej jakości pensjonacie. Eksperci nieruchomości są zdania, że w ciągu najbliższych kilku lat takich ośrodków będzie powstawać coraz więcej. (więcej o tym nowym hicie inwestycyjnym można przeczytać tutaj)
.
Imigrują też studenci
Badacze zauważyli również, że od kilku lat w całej Europie widać nową tendencję - ruchy imigracyjne nie są spowodowane jedynie chęcią zarobienia. Od lat rośnie również liczba migracji w celach edukacyjnych. Najwięcej cudzoziemców studiuje w Polsce, Czechach i na Węgrzech.
Badacze sugerują, że ściągnięcie migrantów może pomóc w rozwiązaniu jeszcze jednego problemu - spadającej populacji dzieci w klasach. Im mniej dzieci, tym mniej nauczycieli jest potrzebnych. Napływ nowych osób mógłby pomóc w utrzymaniu nauczycielskich miejsc pracy. To też szansa dla polskich uczelni.
Jak wynika z raportu Startup Genome, firmy zbierającej dane o startupach na całym świecie, w tym kraju na 2 tys. mieszkańców przypada jedna nowa innowacyjna firma.
Europa zwlekała, a przemyt ludźmi rozkwitał. Ile jest wart? O tym na następnej stronie
Wyjazdy do Polski to tylko jedna strona imigracji. Zdecydowanie większym problemem dla Europy jest nieustająca fala uchodźców z Syrii, Iraku, Afganistanu, Libii i Jordanii. Tam, gdzie pojawiają się pieniądze, są też przestępcy. Na uchodźcach zarabiają zorganizowane grupy przestępcze, często łączone z ISIS. Badacze nie mają wątpliwości, że Unia Europejska zbyt długo zwlekała z jakąkolwiek reakcją na masową migrację. W tym czasie zdążyły już powstać przestępcze grupy, które specjalizują się w przemycie ludzi.
Uchodźcy zapłacili do tej pory ponad 2 mld dolarów za transport do UE. Spora część tej kwoty została oczywiście u przemytników. By dostać się z Jordanii do Europy trzeba zapłacić nawet 5,7 tys. dolarów. Ceny wahają się od 3,4 do prawie 6 tys. dolarów.
Nieco taniej wychodzi podróż z Libii czy Syrii. Tutaj ceny wahają się od 2,7 do 4,5 tys. dolarów. Najdroższej maja uchodźcy z Iraku. Wyrwanie się stamtąd może kosztować nawet 9 tys. dolarów.
Najtańsza droga wiedzie z Syrii przez Turcję i Grecję aż do Niemiec lub Szwecji. Jedną z zupełnie nowych tras jest droga przez Rosję - do Norwegii i Finlandii. Oba rządy już dziś zastanawiają się, czy nie zamknąć tej granicy. Granicę można przekroczyć jedynie na rowerach - stąd w wielu miejscach znaleźć można prawdziwe wysypiska rowerów. W drugą stronę powrót jest już niemożliwy - zabraniają tego Rosjanie.
W tej chwili drogi przez nowe kraje UE nie są popularne - choć ich znaczenie z pewnością będzie rosło, gdy tylko ścieżka przez Grecję zostanie szczelniej zamknięta. W efekcie imigranci mogą ruszyć również przez Polskę do Niemiec.
Źródło: CEED Institute
Raport CEED Institute nie skupił się jedynie na nowych krajach UE, a głównie - problemie całej Europy. Jak wynika z przytoczonych danych, napływ imigrantów nie spowolnił. Najbardziej atrakcyjnymi krajami dla uchodźców pozostają Niemcy oraz Szwecja.
Kraj | 2013 | 2014 | 2015 | I połowa 2016 |
---|---|---|---|---|
EU | 432,055 | 626,710 | 1,321,560 | 617,180 |
Niemcy | 126,995 | 202,815 | 476,510 | 370,445 |
Węgry | 18,900 | 42,775 | 177,135 | 22,490 |
Szwecja | 54,365 | 81,325 | 162,450 | 15,305 |
Austria | 17,500 | 28,035 | 88,160 | 25,600 |
Włochy | 26,620 | 64,625 | 84,085 | 41,015 |
Francja | 66,265 | 64,310 | 75,750 | 40,120 |
Źródło: CEED Institute
Rok 2015 okazał się rekordowy pod względem liczby osób ubiegających się o ochronę międzynarodową w UE. Zainteresowanie Europą w pierwszej połowie 2016 roku wcale nie zmalało. Pod koniec roku liczba złożonych wniosków o status uchodźcy zbliży się do wyniku z 2015 roku.
Do naszej - środkowo-wschodniej części Europy - najwięcej przyjeżdża obywateli Syrii, Afganistanu, Iraku oraz Ukrainy. W ciągu ostatnich dwóch lat nastroje w tej części UE wyraźnie się zradykalizowały. Coraz więcej jest negatywnych komentarzy o imigrantach. W Polsce odsetek osób, którym kojarzy się imigracja bardzo negatywnie podskoczył z 11 proc. w 2014 roku do 27 proc. w 2016 roku. W tym czasie w całej Unii Europejskiej średnia pozostała na podobnym poziomie.