Szóstka rozbitków trafiła bezpiecznie z Rotterdamu do swoich domów. Z zakończonego tragicznie rejsu nie powróciło pięciu Polaków.
Powrót marynarzy z Holandii do Polski przebiegł spokojnie. Zarówno miejsce jak i termin lądowania były okryte tajemnicą, bo wszyscy - od armatora poprzez służby konsularne - apelowali, by dać im odpocząć i nie prosić o spotkanie.
Jak powiedział Polskiemu Radiu Janusz Łęgowski z Morskiej Agencji Gdynia, członkowie załogi zatopionego Baltic Ace na razie nie muszą wracać do Holandii. W Rotterdamie zostali już przesłuchani i na razie ich rola w śledztwie dotyczącym morskiej katastrofy została zakończona. Marynarze są w swoich domach, między innymi w Sierakowicach i w gminie Ustka. Dodarł też do rodziny mieszkający w Gdyni kapitan statku, który po wydostaniu się z tonącego statku trafił na szpitalny OIOM, ale w tej chwili jest już całkowicie zdrowy.
W środę wieczorem pływający pod banderą Bahamów samochodowiec Baltic Ace zderzył się na morzu Północnym z cypryjskim kontenerowcem Corvus J. Wśród 24 osobowej załogi Baltic Ace było 11 Polaków. Sześciu z nich uratowano, dwóch zginęło, a trzech formalnie ma status zaginionych. Taki status ma jeszcze trzech innych członków załogi. W katastrofie zginęło pięć osób. Oprócz Polaków na statku zatrudnieni byli też Bułgarzy, Ukraińcy i Filipińczycy.
Od czwartkowego wieczoru wszyscy polscy rozbitkowie znajdowali się razem w Rotterdamie. Wcześniej byli w szpitalach w Belgii i Holandii. Holenderska straż przybrzeżna w czwartek po południu, wraz z nastaniem zmroku, przerwała poszukiwania.
Czytaj więcej w Money.pl src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1330934400&de=1330965600&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=WIG20&colors%5B0%5D=%231f5bac&w=600&h=250&cm=0&lp=1&rl=1"/>