Unia Europejska rozszerzyła sankcje dyplomatyczne w związku z kryzysem na Ukrainie. Ministrowie spraw zagranicznych 28 krajów dopisali do czarnej listy kolejnych 13 osób, które będą miały zakaz wjazdu do Wspólnoty i zablokowane aktywa finansowe. Na liście znalazły się też dwie firmy z Krymu, nielegalnie przejęte po aneksji półwyspu. Rosja szanuje wolę narodu wyrażoną w referendum dotyczącym niepodległości obwodów ługańskiego i donieckiego na wschodzie Ukrainy - podał tymczasem Kreml, który nic nie robi sobie z zapowiedzi kolejnych sankcji.
Aktualizacja: 15:10, na zdjęciu szef MSZ Niemiec Frank-Walter Steinmeier i minister spraw zagranicznych Wlk.Brytanii William Hague.
Do liczącej obecnie 48 nazwisk czarnej listy dodano 13 osób - ukraińskich separatystów i Rosjan - oraz dwie firmy z Krymu, których aktywa zostały skonfiskowane po aneksji tego półwyspu przez Rosję.
Tym samym unijne sankcje wizowe i finansowe, związane z kryzysem ukraińskim, dotyczą już 63 osób i podmiotów gospodarczych. Sankcje wejdą w życie po ogłoszeniu nowej czarnej listy w Dzienniku Urzędowym UE.
Ministrowie rozszerzyli też w poniedziałek podstawę prawną do wprowadzania sankcji wizowych i finansowych za destabilizację Ukrainy. Decyzja ta ułatwia nakładanie restrykcji na firmy, które czerpały korzyści z aneksji Krymu przez Rosję.
Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski zapowiedział przed poniedziałkowym spotkaniem ministrów w Brukseli, że UE zapowie także "możliwość kolejnych sankcji w wypadku, gdyby przeszkadzano w wyborach prezydenckich na Ukrainie 25 maja".
Także niemiecki minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier powiedział, że jeśli wybory na Ukrainie nie będą mogły się odbyć, to UE "będzie musiała porozmawiać o dalej idących sankcjach" wobec Rosji.
Część krajów UE jest jednak sceptyczna w sprawie nakładania na Rosję sankcji gospodarczych, bo uderzą one również w gospodarki państw UE. O ostrożność w tej sprawie apelował w poniedziałek szef austriackiej dyplomacji Sebastian Kurz.
Rosja uzna referendalną farsę?
Szef rosyjskiej dyplomacji powiedział, że postęp w rozwiązywaniu kryzysu na Ukrainie będzie możliwy tylko wtedy, jeśli strony konfliktu rozpoczną bezpośrednie rozmowy. Przyznał jednak, że w najbliższym czasie raczej nie będzie to możliwe.
Zdaniem Ławrowa, rozmowy powinny być prowadzone równolegle ze śledztwami w sprawie przestępstw, popełnionych w ostatnim czasie na Ukrainie. Siergiej Ławrow powtórzył, że Rosja szanuje _ wolę narodu _, wyrażoną we wczorajszym referendum, dotyczącym niepodległości obwodów ługańskiego i donieckiego na wschodzie Ukrainy. Dodał, że na razie nie planuje się żadnych międzynarodowych rozmów, dotyczących kryzysu ukraińskiego.
Rosja szanuje _ wolę narodu _ wyrażoną w referendum dotyczącym niepodległości obwodów ługańskiego i donieckiego na wschodzie Ukrainy - podał Kreml. Jak napisano w oświadczeniu, wynik głosowania powinien być wprowadzony w życie _ w sposób cywilizowany _, poprzez obustronny dialog i bez przemocy.Rosja pilnie obserwowała przebieg wczorajszych referendów niepodległościowych na Ukrainie. Współpracownicy prezydenta Władimira Putina podkreślają niezwykle wysoką frekwencje w trakcie plebiscytów, zorganizowanych w obwodach Donieckim i Ługańskim.
Moskwa potępiła działania władz w Kijowie, które zdaniem służb prasowych Kremla, nie zważając na proces głosowania stosowały przemoc wobec separatystów. - _ Wykorzystano ciężki sprzęt wojskowy przeciwko cywilom, co doprowadziło do kolejnych ofiar _- cytują oświadczenie Kremla rosyjskie agencje.
W oświadczeniu zwrócono również uwagę na rezultaty plebiscytu, podkreślając, że w obu obwodach: Donieckim i Ługańskim ponad 90 procent mieszkańców opowiedziało się za niepodległością. Rosyjskie media przypominają, że Unia Europejska i USA nie uznają wyników wczorajszych referendów niepodległościowych zarówno we wschodnich regionach Ukrainy, jak i marcowego na Krymie.
Referendum? To była farsa
Wczoraj prorosyjscy separatyści przeprowadzili własne _ referendum _ na wschodzie Ukrainy. Mieszkańcy obwodów ługańskiego i donieckiego mieli odpowiedzieć na pytanie, czy chcą niepodległości i utworzenia Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Liczenie głosów wciąż trwa, ale według najnowszych informacji zdecydowana większość głosujących poparła odłączenie tych obwodów od Ukrainy.
Obserwatorzy zwracali uwagę na liczne nieprawidłowości - ta sama osoba mogła obejść kilka komisji. Karty do głosowania w ogóle nie były zabezpieczone, można je było wydrukować w domu na drukarce lub odbić na ksero.
Wyniku _ referendum _ nie uznaje na razie nikt poza organizatorami i ich zwolennikami. Władze w Kijowie podkreślają, że głosowanie jest niezgodne z prawem. Podobne stanowisko zajmuje Unia Europejska.
Czytaj więcej w Money.pl