Angela Merkel jest faworytką w wyścigu o fotel kanclerza Niemiec. Być może dlatego, że unika tematów gospodarczych. Wśród gospodarek rozwiniętych Niemcy przez ostatnie lata wprowadziły najmniej reform prowzrostowych. Statystyki pokazują, że kuleją inwestycje czy wydajność pracy. Zdaniem ekonomisty Saxo Banku, w żadnym z tych tematów kanclerz przez ostatnie lata nie kiwnęła palcem.
Już za niecałe dwa tygodnie w niedzielę (24 września) odbędą się wybory do niemieckiego parlamentu. Cały świat, także finansów, obserwuje kampanię z wielkim zainteresowaniem. W końcu stawką jest wybór najważniejszej osoby, decydującej o kierunkach polityki i rozwoju największej gospodarki europejskiej.
W sondażach prowadzi zdecydowanie partia urzędującej kanclerz Angeli Merkel. CDU i sojusznicza CSU mogą liczyć na blisko 40 proc. głosów. SPD, na której czele stoi Martin Schulz, ma na razie poparcie rzędu 20-25 proc.
Wielkich szans na odebranie zwycięstwa Merkel w wyborach nie widzi Artur Ciechanowicz, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, który zauważa, że gdyby wybory były w formule bezpośredniej, przy obecnych sondażach obecna kanclerz wygrałaby z wynikiem 49 proc. Na Schulza głosowałoby tylko 26 proc. wyborców.
Choć rynki finansowe oraz ekonomiści są mocno zainteresowani wyborami, na razie nie mają wielu powodów do poważnych dyskusji na temat wizji gospodarczej murowanej faworytki do zwycięstwa. Merkel w kampanii skupia się głównie na kryzysie migracyjnym.
- W czasie debaty sprzed tygodnia zabrakło zagadnień z zakresu polityki wewnętrznej: edukacji, ochrony zdrowia, środowiska. Kandydaci nie dyskutowali też o kryzysie Unii Europejskiej, Brexicie, NATO czy stosunkach z Rosją - komentuje ekspert OSW.
Ekonomia i finanse schodzą na drugi plan, a niesłusznie. Zdaniem głównego analityka Saxo Banku, "niemiecka gospodarka jest dysfunkcjonalna", a szefowa rządu przez ostatnią kadencję nie zrobiła nic, by to zmienić.
Merkel unika tematów gospodarczych
- Bez wątpienia Niemcy mają wiele atutów, takich jak niska stopa bezrobocia, najwyższy możliwy rating z trzema "A" oraz szereg firm o zasięgu globalnym. Istnieje jednak jeden pewien szkopuł. Niemiecka gospodarka jest dysfunkcjonalna - podkreśla Christopher Dembik.
Jak wskazuje ekonomista, od 2005 roku Merkel nie zanotowała żadnych postępów na polu reform gospodarczych. Jej najbardziej zapamiętaną decyzją było wprowadzenie płacy minimalnej, które udało się dopiero po długiej politycznej walce. W rzeczywistości - zdaniem Dembika - kanclerz korzysta z decyzji podjętych przez jej poprzedników: Schrodera i Hartza.
Surowa ocena polityki gospodarczej Merkel znajduje potwierdzenie też w twardych danych. Według wyliczeń OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju), w ostatnich siedmiu latach Niemcy wprowadziły najmniej reform prowzrostowych wśród gospodarek rozwiniętych.
Z kolei w rankingu dotyczącym prostoty otwarcia działalności biznesowej Niemcy są na 114. pozycji wobec wyżej notowanych: Wielkiej Brytanii (16), Francji (27) czy Włoch (63). Nasi zachodni sąsiedzi są także za Polską, choć i my nie mamy się czym chwalić - jesteśmy na 107 miejscu rankingu.
Z jednej strony Niemcy mają najwyższy PKB w Europie. Rocznie wartość produktu krajowego brutto jest rzędu 3,46 bln dolarów, podczas gdy druga Wielka Brytania notuje wynik na poziomie 2,62 bln dolarów, a Polska zaledwie 470 mld dolarów. Z drugiej strony według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Niemcy charakteryzują się też najniższą stopą inwestycji spośród rozwiniętych gospodarek.
Problem z inwestycjami i wydajnością
- Największą bolączką jest niski stopień inwestycji w urządzenia i wyposażenie, co prowadzi do mniejszej akumulacji kapitału oraz może spowolnić wzrost gospodarczy w średnim okresie - ocenia Christopher Dembik.
Analityk zauważa, że niski poziom inwestycji został w ostatnich latach zrównoważony większymi projektami badawczymi i rozwojowymi, ale dotychczas nie przełożyło się to na zwiększenie potencjału wzrostu poprzez wyższą ogólną wydajność.
Średni roczny wzrost wydajności Niemiec wynosi zaledwie 0,7 proc. Jest to poziom niższy niż w takich państwach jak Portugalia (0,9 proc.) i Hiszpania (1,2 proc.), które ciągle odczuwają skutki ostatniego kryzysu. Warto przypomnieć, że były zaraz za Grecją w kolejce do bankructwa, co oczywiście nie oznacza, że taka groźba może dotyczyć naszych zachodnich sąsiadów.
- Podważa to tezę o niemieckim cudzie gospodarczym - podkreśla Dembik. I choć przyznaje, że obecnie żadne państwo w Europie nie ma potencjału, aby przeciwstawić się politycznej i gospodarczej dominacji Niemiec, Berlin nie może popaść w samozadowolenie.
- Niemieckie władze powinny wdrożyć niezbędne reformy w celu zwiększenia wydajności, reinwestować nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących i oferować odpowiednio wysokie płace pracownikom. Im dłużej zajmie ten proces, tym gorzej dla niemieckiej gospodarki. Nie ma wątpliwości, że Merkel pozostanie na kolejną kadencję. Jednak będzie ona inna od poprzednich, ponieważ tym razem kanclerz będzie zmuszona do wdrożenia długo oczekiwanych reform - podsumowuje ekonomista.