Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Monika Rosmanowska
Monika Rosmanowska
|

Prowadzą firmę w Bieszczadach. Klientów mają na całym świecie

14
Podziel się:

Ich lalkami bawią się dzieci z Holandii, Nowej Zelandii, Australii i Korei Południowej. Powstające w niewielkiej manufakturze w Bieszczadach zabawki szerokim strumieniem płyną za granicę.

Pani Pieska to marka z unikatowymi, autorskimi zabawkami. Za tajemniczą nazwą stoi Marta Lubaszewska, dziennikarka i blogerka zajmująca się wystrojem wnętrz, designem, lifestylem. Autorka artykułów m.in. w "Wysokich Obcasach Extra". Dziś mieszkanka okolic Komańczy.

Z maszyną nad Osławicą

Niewielka manufaktura działa na pograniczu Bieszczad i Beskidu Niskiego. To tu Krzysztof Wykrota i Marta Lubaszewska uciekli z Warszawy.

– Trzy lata temu znaleźliśmy dom niedaleko Komańczy i na początku wydawało się, że będziemy dość często wracać do stolicy. Jednak w ogóle nie czujemy takiej potrzeby, a jeśli już musimy tam pojechać, to chcemy jak najszybciej wracać – przyznaje Krzysztof, fotograf i filmowiec.

W Bieszczadach mieszkają z dwójką dzieci, pięcioma kotami i trzema psami.

Pomysł na Panią Pieskę rodził się długo. Już jako dziecko Marta próbowała szycia na babcinej maszynie.

– Nie było to ani ładne, ani zgrabne, ale sprawiało mi radość – śmieje się.

Do szycia wróciła kilka lat temu. Po pracy, najczęściej późnym wieczorem i nocą, siadała do maszyny i tworzyła pierwsze lalki baletnice. A te szybko znajdowały amatorów wśród przyjaciół i znajomych pary. Pierwsze targi i sprzedane egzemplarze pokazały, że może to być pomysł na biznes.

Źródło: Pani Pieska

– Marzyliśmy, by rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. To wymagało oczywiście czasu i przygotowań, ale udało się. Dziś tu jest nasz dom, a od ponad roku mocno rozwijamy firmę – mówi Marta.

Z Komańczy do Australii

Marta i Krzysztof sami projektują zabawki. Nadrukowywane na płachty materiału są wycinane, a następnie zszywane i ubierane. Tak powstają baletnice, Pan Kot, cała rodzina wilków, która ma odczarować mit „złego wilka”, pożeracza Czerwonego Kapturka, Sarenka, Pani Lisiczka czy Lis Superhero. Wszystkie spełniają europejskie normy dotyczące bezpieczeństwa.

W ofercie Pani Pieski są też poduchy w różnych kształtach i kolorach oraz miarki wzrostu. Sami zajmują się wysyłką towaru (firma sprzedaje swoje produkty w internecie), fakturami, odprawami celnymi i marketingiem.

– Na początku nie było łatwo wszystko to ogarnąć, a teraz całkiem sprawnie zaczyna nam to wychodzić – zapewnia Krzysztof.

Ich główne rynki zbytu są za granicą. Swoje zabawki wysyłają do sklepów w Holandii, Nowej Zelandii, Meksyku, Hong Kongu, Korei Południowej czy Australii. Średnio 100-150 lalek miesięcznie. W Polsce też mają klientów, ale jest ich zdecydowanie mniej. – Może chodzi o cenę? – zastanawia się Marta. Za zabawki Pani Pieski trzeba zapłacić od 115 do 140 zł. Najpopularniejsze są lalki.

– Nietrudno policzyć, że da się z tego wyżyć. Wreszcie po wielu latach znaleźliśmy pomysł, który sprawia nam mnóstwo satysfakcji. Teraz najważniejsze to skupić się na jego dalszym rozwoju, w tym na tworzeniu całych rodzin kolejnych zwierząt – zapowiada Marta.

Źródło: Pani Pieska

Największy ruch w Pani Piesce jest przed świętami Bożego Narodzenia, wakacje to czas przestoju, wtedy można odpuścić.

Do promocji Marta i Krzysztof wykorzystują internet, głównie media społecznościowe. – Działa też marketing szeptany. Klienci sami nas znajdują. Praktycznie nie ruszamy się z Komańczy, bo i po co? Tu jest jak w raju – zapewnia Marta.

Wszystkie produkty Pani Pieski można obejrzeć na stronie internetowej firmy: www.panipieska.com.

Partnerem artykułu jest Alior Bank

wiadomości
gospodarka
gospodarka polska
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(14)
Karol
6 lat temu
150 lalek razy 150 zł . To są przychody brutto. Koszty i podatki ??? Teraz niech każdy sobie sam policzy. Bo mi osobiście nie za bardzo to wygląda na sukces ;)
dl12345
6 lat temu
Zycze powodzenia ,gratuluje , recznie robione maskotki sa cudne wyjatkowe i bezpieczne dla dzieci . Moj syn ma kilka recznie robionych zwierakow i choc teraz ma 14 lat nadal tylko je przechowuje na pamiatke bo zawsze duzo sie nimi bawil .Chinskie smieci sluzyly tylko chwile . Nie ma co porownywac z chinskimi bublami .Ceny tez sa adekwatne do wlozonej pracy . Paradoks w Polsce polega na tym ze burzymy sie ze mamy smieciowe zarobki ale ladne i pracochlonne rzeczy to najlepiej zebysmy dostali za darmo alebo w cenie chinskich smieci - tak sie nie da
ann
6 lat temu
Wole kupic Maileg niz te tutaj z tej firmy
WOW...
6 lat temu
szeroki strumień z maleńkiej manyfaktury......
abc
6 lat temu
tak, właśnie widziałem ceny. Ale dobrze niech sie realizują, ceny jednak pokazują że nie chodzi im o polski rynek