Tak zdecydowali przedstawiciele większości grup politycznych - chadeków do których należą europosłowie PO i PSL, socjalistów z deputowanymi SLD, liberałów, zielonych i komunistów. Przeciwko była grupa europejskich konserwatystów w której zasiadają europosłowie PiS-u, oraz dwie frakcje eurosceptyczne.
Europosłowie uznali, że powrócą do tematu, bo kryzys wokół Trybunału wciąż trwa. Ponadto, jak mówią przedstawiciele pięciu frakcji, niepokój wzbudzają nowe ustawy - medialna, antyterrorystyczna i o służbie cywilnej, a także decyzja o wycięciu części drzew w Puszczy Białowieskiej.
"Ta debata jest konieczna, Parlament Europejski ma prawo przedstawiać swoje stanowisko" - mówił kilka dni temu szef socjalistów Gianni Pittella.
Innego zdania są europejscy konserwatyści, a wśród nich europosłowie PiS-u, którzy uważają, że Parlament Europejski stanął po jednej stronie sporu. Wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański mówił wczoraj, że ta debata nie zapowiada się na rzeczową. "Mam wrażenie, że Parlament Europejski już wszystko wie i ma wyrobione zdanie na temat najdrobniejszych aspektów polskiego prawodawstwa" - dodał minister.
Nieoficjalnie można usłyszeć, że z tego powodu, by nie uwiarygadniać debaty, rząd nie zdecydował się na pełny w niej udział. Polska będzie reprezentowana na niższym szczeblu. Do Strasburga przyleci wiceminister sprawiedliwości, ale nie ma w planie przemówienia, ma być do dyspozycji europosłów, gdyby chcieli zadać mu pytanie.