O złożeniu 20 września wniosku o upadłość firma musiała poinformować w komunikacie giełdowym, który opublikowano w ostatnią środę. Zachwiało to i tak coraz słabszym kursem akcji. Ich wartość spadła w kilka dni o ponad 10 proc. Aktualnie jeden walor wart jest 2,85 zł. Jeszcze rok temu było to nawet 15 zł, a parę lat temu ponad 40 zł.
Wniosek złożyła firma, która od lat dostarcza do Almy warzywa i owoce. Poza standardowymi polskimi produktami, wyspecjalizowała się w imporcie winogron, pomarańczy czy tzw. specjalności. Według naszych informacji, dług wobec Almy to około kilkaset tysięcy złotych. Właściciel firmy, która go złożyła, liczy, że uda mu się porozumieć z Almą i wtedy wycofa skargę.
Sam wniosek nie oznacza zamknięcia sklepów i zaprzestania działalności. O tym zadecydować musi sąd. Na razie wniosek o bankructwo został dołączony do innego związanego z procesem restrukturyzacji.
Ludzie stracą pracę
Jakby tego było mało, w piątek z funkcji wiceprezesa zrezygnował Mariusz Wojdon, który w firmie pracował praktycznie od początku jej założenia, a od piętnastu lat zasiadał w zarządzie. Tylko to sprawiło, że w piątek kurs akcji spadł o 9 proc.
- Mariusz Wojdon, kierując się dobrem spółki oraz wierząc w pozytywny wynik postępowania restrukturyzacyjnego, deklaruje jednocześnie pełną gotowość kontynuowania współpracy ze spółką na podstawie wiążącej umowy o pracę - podała Alma w komunikacie.
Kilka dni wcześniej Alma poinformowała, że zamierza rozstać się z 1321 pracowników. Oznacza to, że pracę straci blisko połowa z 3 tys. Jak podała Alma, planowane zwolnienia grupowe wynikają z planów zamknięcia części placówek. Spółka zamierza zamknąć nierentowne sklepy oraz sprzedać część aktywów. Dzięki temu będzie mogła spłacić część zaciągniętych zobowiązań.
Które dokładnie? Tego nie wiadomo. Firma należąca do Jerzego Mazgaja już wcześniej jednak, by móc spłacać kredyty, sprzedawała swoje nieruchomości. Następnie od nowego właściciela je wynajmowała.
Na razie pustki w sklepach tej sieci są coraz większe. Cały czas nie ma prasy, są problemy z zaopatrzeniem w papierosy. Brakuje też mocnych alkoholi, a nawet piwa. Są sklepy, w których nie można kupić słodzonych napoi. W części z nich, aby nie było widać pustych półek, regały poprzesuwano, wydzielając ze sprzedaży część powierzchni. Standardem są też pozamykane lodówki i szafy chłodnicze.
Alma nie jest pierwsza, problemy w handlu od dawna
Delikatesy należące do Jerzego Mazgaja nie są pierwszymi, które mają kłopoty. Kilka miesięcy temu nie udało się uratować sieci Marcpol. Ta próbowała się przez lata ratować także wyprzedając nieruchomości. Część jej sklepów kupiła Biedronka. Ostatecznie jednak takie działania w niczym nie pomogły i w czerwcu Marcpol zbankrutował.
Obecnie jego sklepy są sprzedawane do kilku sieci. Część z nich już przejął Carrefour, część polska sieć Top Market. Z kolei kilka lat wcześniej zbankrutowała inna sieć delikatesów - Bomi.
Sytuacja na rynku handlowym jest trudna, bo coraz większe znaczenia mają dyskonty. To w nich najczęściej robimy zakupy. Z Polski między innymi z tego powodu wycofała się też sieć hipermarketów Real.