Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Panika bankowa w Ciechanowie. Ta historia to klasyczny "bank run"

294
Podziel się:

Historia banku spółdzielczego w Ciechanowie to klasyczny przykład paniki bankowej. Klienci po informacji, że Komisja Nadzoru Finansowego będzie przyglądać się firmie, rzucili się po swoje depozyty. Panikę podgrzały materiały lokalnych portali, które pisały o "trudnych kredytach" i dziwnych zmianach w zarządzie. Tymczasem ani KNF, ani NBP nie mówią jeszcze o problemach banku. Przestrzegają za to przed "niesprawdzonymi informacjami o kłopotach banku spółdzielczego w Ciechanowie". Jeżeli nie przekonają klientów, bank mogą czekać jeszcze większe problemy.

Panika bankowa w Ciechanowie. Ta historia to klasyczny "bank run"
(Witold Rozbicki/REPORTER)

Historia banku spółdzielczego w Ciechanowie to klasyczny przykład paniki bankowej. Klienci po informacji, że Komisja Nadzoru Finansowego będzie przyglądać się firmie, rzucili się po swoje depozyty. Panikę podgrzały publikacje w lokalnych mediach, które pisały o trudnych kredytach i dziwnych zmianach w zarządzie. Tymczasem ani KNF, ani NBP nie mówią otwarcie, że bank ma problemy. Przestrzegają za to przed "niesprawdzonymi informacjami o kłopotach banku spółdzielczego w Ciechanowie". Jeżeli nie przekonają klientów, bank mogą czekać jeszcze większe problemy.

20 października. Polski Bank Spółdzielczy w Ciechanowie informuje, że Komisja Nadzoru Finansowego wszczyna postępowanie z jego udziałem. KNF chce sprawdzić, czy w banku potrzebny jest zarząd komisaryczny. Decyzję nadzoru poprzedził spór o stanowisko prezesa zarządu i słabe wyniki finansowe. Na dodatek PBS poinformował o 4 mln zł straty w pierwszym półroczu. Z kolei w 2015 r. strata wyniosła blisko16 mln, a zarząd obiecywał plan naprawczy.

Klienci, mając w głowie podobne historie, natychmiast rzucili się po swoje pieniądze. W kolejkach przed bankiem stanęli już wieczorem. Wypłacali gotówkę, zrywali lokaty. Jakby tego było mało, atmosferę podgrzał urząd miasta w Ciechanowie, który przeniósł konta do innego banku.

"Prezydent miasta ma obowiązek strzec publicznych pieniędzy i jeśli pojawia się choć cień zagrożenia, nie można ryzykować" - tłumaczy się prezydent miasta w komunikacie na stronach urzędu.

I choć nie sposób się dziwić klientom oraz urzędnikom (Bankowy Fundusz Gwarancyjny nie pokryje straty samorządu w przypadku upadku banku), to właśnie taka panika bankowa (z ang. bank run) nakręca spiralę finansowych problemów. W jaki sposób?

Samospełniająca się przepowiednia

"Jeśli wystąpią trudności z wycofywaniem depozytów i informacja o tym fakcie rozprzestrzeni się na zasadzie plotki, to proces ten może szybko nabrać tempa, doprowadzając do realizacji swego rodzaju samospełniającej się przepowiedni" - opisuje problem Narodowy Bank Polski. I tłumaczy dalej: "Kiedy więcej ludzi chce wycofać swoje depozyty, prawdopodobieństwo niewypłacalności banku rośnie, przyczyniając się do dalszego wzrostu liczby ludzi decydujących się na wycofanie depozytów. Utrata płynności finansowej przez bank w rezultacie wspomnianego procesu może w szybkim czasie doprowadzić do faktycznej niewypłacalności i bankructwa".

O skali problemu doskonale wiedzieli zarządzający w ciechanowskim banku. I próbowali ratować sytuację kolejnymi komunikatami.

"W opinii Banku nie można utożsamiać zawiadomienia Komisji Nadzoru Finansowego o wszczęciu w stosunku do Banku postępowania administracyjnego w przedmiocie ustanowienia zarządu komisarycznego z zamiarem wprowadzenia takiego zarządu" - pisał zarząd 21 października i zapewniał, że płynność banku jest zachowana, a depozyty bezpieczne.

"Postępowanie administracyjne służy wyjaśnieniu sprawy z udziałem strony postępowania i nie zawsze kończy się decyzją o ustanowieniu zarządu komisarycznego" - podkreślał w komunikacie również Łukasz Dajnowicz z Komisji Nadzoru Finansowego.

- Działania prowadzone przez KNF w stosunku do banku mają na celu poprawienie jakości zarządzania w banku oraz zabezpieczenie interesów jego klientów - powiedział z kolei Marek Chrzanowski, nowy przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego. Pracę zaczął ledwie dwa tygodnie temu.

Taki komunikat wyświetla się wszystkim wchodzącym na stronę Banku Spółdzielczego w Ciechanowie. Firma skorzystała z depeszy Polskiej Agencji Prasowej

Instytucje zapewniały, że depozyty są chronione. W przypadku upadku banku - klienci mogą liczyć na zwrot do 100 tys. euro (czyli w tej chwili do 433 tys. zł) w ciągu siedmiu dni. Tak właśnie działa Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Na upadek jednego banku zrzucają się inne.

Dopiero to pomogło. Kolejki przed bankiem zniknęły - napisał na Twitterze dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda. Bank umożliwia również przywracanie zerwanych lokat. Klient, który jeszcze raz zaufa bankowi - dostanie nawet utracone przez wypłatę odsetki.

Oferta dla klientów, którzy postanowią wrócić do banku

Panika bankowa doprowadziła do upadku niejeden bank

Narodowy Bank Polski w materiałach o skutkach paniki bankowej przypomina historię z lat 30. XX wieku - wielkiego kryzysu finansowego w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Wtedy to w wyniku masowych wypłat pieniędzy i utraty płynności miało upaść prawie 9000 banków. Ale polscy klienci wcale nie muszą patrzeć daleko - w ubiegłym tygodniu KNF ogłosił zamknięcie spółdzielczego banku w Nadarzynie.

Powód? "Bank Spółdzielczy w Nadarzynie nie reguluje swoich zobowiązań wobec klientów w zakresie wypłaty środków" - tłumaczy KNF. A zaczęło się od informacji o niekorzystnej sytuacji Banku Spółdzielczego w Nadarzynie i zawiadomieniu do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez poprzedni zarząd.

W efekcie od kwietnia do października z banku wypłaconych zostało 100 mln zł (z 240 mln zł, które bank miał w bazie). Doprowadziło to "do trwałej i nie dającej się odwrócić utraty płynności płatniczej przez bank". Jednocześnie kupnem banku nie zainteresował się żaden inny podmiot. Bankowy Fundusz Gwarancyjny nie zdecydował się na przeprowadzenie przymusowej restrukturyzacji i w efekcie pozostała tylko jedna możliwość - zamknąć bank. Klienci w momencie likwidacji banku mieli na kontach 140 mln zł (średnio na każdy rachunek przypada po 17 tys. zł).

Jesień będzie źle kojarzyć się nie tylko klientom banku z Nadarzyna. W listopadzie ubiegłego roku o upadłości banku dowiedzieli się klienci Spółdzielczego Banku Rzemiosła i Rolnictwa w Wołominie. Powód? "Aktywa banku spółdzielczego nie wystarczają na zaspokojenie jego zobowiązań" - informował KNF. I w tym wypadku przeciwko władzom banku Komisja skierowała do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.

Bank w Wołominie był jednak kilka razy większy niż ten w Nadarzynie i Ciechanowie. Miał ponad 30 placówek na Mazowszu oraz 11 na Śląsku. Pod koniec działalności bank miał do oddania klientom 2 mld zł. I dokładnie tyle powędrowało na ich konta z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.

Prorocze słowa byłego wiceministra finansów? Podczas seminarium w SGH Konrad Raczkowski powiedział, że w 2016 r. upadnie kilka małych instytucji. - Kilka banków jest "toksycznych" i one upadną jeszcze w tym roku. To małe banki, od razu uspokajam, i nie będzie to zaburzało polskiego systemu finansowego. Jednak oznacza to, że nadzór nie spełnił swojej roli i mieliśmy wydarzenia, jakie mieliśmy - mówię tu o bankach, które już upadły i wypłatach z BFG - powiedział wówczas wiceminister finansów. I za te słowa stracił stanowisko. Choć jak widać - miał rację.

Bankowy Fundusz Gwarancyjny w praktyce

Od 1995 roku w Polsce istnieje Bankowy Fundusz Gwarancyjny, który zabezpiecza klientów przed utartą środków. Po fali bankructw banków i kas pożyczkowych z lat 90., rząd zdecydował się utworzyć specjalny fundusz. Wszystkie banki komercyjne i spółdzielcze mające polską licencję bankową muszą w nim uczestniczyć. Jeżeli któryś upadnie, pozostałe, dzięki odłożonym środkom, zwracają pieniądze klientom. Od 2013 roku gwarancje dotyczą również klientów SKOK-ów. Co ważne, gwarancje BFG nie obejmują instytucji parabankowych.

Objęte gwarancjami są zarówno depozyty złotowe, jak i walutowe, ale wypłaty i tak następują w złotych. Jeżeli klienci mieli depozyty w euro, to BFG skorzysta przy wyliczaniu odpowiedniej kwoty weźmie pod uwagę kurs NBP z dnia ogłoszenia zawieszenia działalności banku.

Na ile można liczyć? Bankowy fundusz gwarantuje zwrot do równowartości 100 tys. euro. W przypadku konta wspólnego małżonków, na każdego przypada taka sama kwota - po 100 tys. Na pieniądze mogą liczyć i klienci indywidualni, i firmy. Zabezpieczeniem objęte są depozyty bankowe na rachunkach zwykłych, oszczędnościowych, lokaty i odsetki.

Warto pamiętać, że nie wszystkie produkty bankowe objęte są gwarancjami. Jednostki funduszy inwestycyjnych, produkty ubezpieczeniowe czy polisolokaty nie są objęte zwrotem. W przypadku tych ostatnich po pieniądze można zwrócić się do Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego, ale w jego przypadku mowa tylko o 30 tys. euro.

Jak szybko można liczyć na pieniądze? W przypadku zawieszenia działalności jakiegoś banku BFG zaczyna pracę jeszcze tego samego dnia. Środki powinny zostać zwrócone w terminie 7 dni. BFG wybiera miejsce, w którym klienci będą mogli wypłacić pieniądze - najczęściej jest to placówka innego banku.

Klienci nie muszą się spieszyć. Na odebranie pieniędzy każdy ma aż 5 lat, dopiero później się przedawniają. Co z kwotą powyżej 100 tys. euro? Odzyskanie jej nie będzie łatwe, ale nie oznacza to, że niemożliwe. Te pieniądze można odzyskać w trybie postępowania upadłościowego. O miejscu i terminie zgłaszania się po pieniądze informuje zarządca upadłego banku.

wiadomości
gospodarka
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(294)
WYRÓŻNIONE
Bida
9 lat temu
W taki oto sposob w demokratycznym panstwie spekulacjami wykancza sie w bialych rekawiczkach kogo sie chce. Szkoda ze tego nie rozumiecie.
pipi
9 lat temu
Jeszcze nie tak dawno pisano: Paweł Szałamacha zwrócił się do Beaty Szydło o odwołanie wiceministra finansów Konrada Raczkowskiego. Ma to związek z wypowiedzią Raczkowskiego, który podczas seminarium w warszawskiej SGH stwierdził, że w tym roku upadnie kilka banków. Obu w rządzie już nie ma,ale jak widać klątwa działa. I kto tu miał rację?
Moje_imię
9 lat temu
Chyba żaden bank nie posiada kasy, którą wpłacili jego klienci. To efekt produkowania pieniędzy pod postacią kredytów (zwykłe elektroniczne dopisywanie kasy na koncie, ale do zwrotu pieniądze jak najbardziej realne). Gdyby wszyscy klienci zaczęli wypłacać swoje pieniądze, system bankowy zwyczajnie padnie, bo tych pieniędzy w rzeczywistości nie ma. Kiedy Kowalski drukuje pieniądze - idzie do więzienia. Kiedy bank "produkuje" pieniądze - zarabia i jest git. Nieprawdaż?
...
Następna strona