W Brukseli mnożą się ostrzeżenia przed przeciąganiem negocjacji aż do szczytu unijnych przywódców w Kopenhadze, zaplanowanego na 12 i 13 grudnia. Jean Christope Filori, rzecznik odpowiedzialnego za poszerzenie
komisarza Guntera Verheugena, mówił na konferencji prasowej, że mogą pojawić się poważne problemy, jeśli wszyscy kandydaci przyjadą do stolicy Danii z żądaniami pod adresem Unii.
"Przestrzegam przed złudną nadzieją, że wysuwając żądania pod adresem Blaira, Chiraca czy Schroedera kraj kandydujący do Unii uzyska na przykład prawo do większego pułapu produkcji izoglukozy" ( naturalnego środka słodzącego, wytwarzanego ze skrobii) mówił rzecznik Verheugena. Gdyby każdy z dziesięciu kandydatów przyjechał do Kopenhagi z dwoma postulatami, oznaczałoby to, że na stole znajdzie się 20 problemów - powiedział Filori.
Stojący na czele Unii Duńczycy chcieli, by szczyt w Kopenhadze tylko akceptował wynik negocjacji i liczyli, że uda się je zakończyć kilka dni wcześniej w Brukseli. Ostateczny kres ich planom położył kanclerz Schroeder, oświadczając w Berlinie, że proponowany przez Danię kompromis Niemcom nie odpowiada, bo jest zbyt kosztowny. Również wypowiedzi premiera Leszka Millera, że Polska chce negocjować na najwyższym szczeblu przyczyniły się do tego, że Dania pogodziła się z myślą, że kluczowymi problemami będą musieli zająć się
unijni przywódcy. Dlatego najprawdopodobniej nie dojdzie do planowanego wcześniej w Brukseli spotkania szefów dyplomacji Unii i kandydatów. Nie wiadomo bowiem czy byliby oni w stanie podjąć jakieś wiążące decyzje.
