Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Kontrkultura, narkotyki i miliarderzy. Burning Man zapłonął po raz kolejny

18
Podziel się:

Jak co roku miasto na środku pustyni w stanie Newada odwiedziło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Przybyli, aby przyjrzeć się płonącej kukle, rytuałowi pogrzebania obecnego systemu. Wśród widzów coraz częściej można rozpoznać twarze tych, którzy ten system tworzą. Ludzi z Doliny Krzemowej czy nawet polskich milionerów.

Obecność ludzi z Doliny Krzemowej na festiwalu Burning Man nikogo już nie dziwi.
Obecność ludzi z Doliny Krzemowej na festiwalu Burning Man nikogo już nie dziwi. (Natan Dvir)

Co robi 60 tys. osób na środku pustyni? Są dwie możliwości. Jest XIV wiek, a król Mali - Mansa Musa I - wędruje ze swoją świtą do Mekki. Druga, bardziej prawdopodobna, trwa Burning Man.

Festiwal jest jednym z największych wydarzeń kontrkulturowych na świecie. Odbywa się w stanie Newada na pustyni Black Rock, która ma niemal 3 tys. mkw powierzchni. Nazwa Burning Man wywodzi się od rytualnego spalenia kukły, które odbywa się zawsze w sobotę.

Kukła płonie od 32 lat

Ogień zapłonął po raz pierwszy w 1986 roku w Baker Beach w Kalifornii. W ten symboliczny sposób, pomysłodawca Larry Harvey razem z grupą przyjaciół, postanowił pogrzebać przeszłość. „The man” oznacza bowiem rząd lub system. Cztery lata później impreza przeniosła się do Black Rock Desert. Od 1991 roku wprowadzono opłaty wstępne (na początku było to 15 dolarów). W 2011 roku Burning Man stał się fundacją non-profit.

OGLĄDAJ: Ksiądz na Pol'and'Rock: "Co sobotę na dyskotece jest więcej agresji niż tutaj"

Osoby, które uczestniczyły w wydarzeniu opisują je jako przeżycie graniczne. Jest to nie tylko festiwal artystyczny, ale przede wszystkim próba utworzenia społeczności, która stawia na radykalną ekspresję. Uczestnicy przez tydzień siedzą w kurzu, oddają się mistycznym praktykom i produkują przedziwne instalacje. Na miejscu panują sztywne reguły.

Można kupić tylko wodę, lód czy kawę. W przypadku pozostałych rzeczy obowiązuje handel wymienny. Gościom nie można też odmówić dyscypliny. Na imprezie panuje zasada „leave no trace”. Oznacza to, że na zakończenie każdy zakasa rękawy (o ile je ma, ale o strojach za chwilę) i zbiera pozostawione odpadki. Powinni to zobaczyć turyści powracający znad polskiego morza.

Zdjęcia powstałe podczas kolejnych edycji Burning Mana pokazują, że jest to zupełnie inny świat. Uwagę przykuwają stroje uczestników imprezy. Aby zrozumieć, jaka moda panuje na pustynnym festiwalu musielibyśmy wyobrazić sobie Mad Maxa, Roba Zombie i tuzin pań w bikini, którzy razem organizują niedzielny piknik.

Krezusi prawie jak hippisi

Kim są ludzie przyjeżdżający na pustynię Newada? Dawniej byli to artyści, autorzy happeningów, współcześni hippisi w steampunkowej stylistyce. Dziś Burning Man jest globalnym fenomenem, w którym uczestniczą także największe nazwiska Doliny Krzemowej. W Black Rock byli Elon Musk, Sergey Brin czy Mark Zuckerberg. Wieść o renomie imprezy dotarła także do polskich milionerów. Jednym z nich jest Tomasz Czechowicz.

Ten pan w garniturze, który ma dyplom MBA Uniwersytetu Minnesoty, kieruje na co dzień grupą MCI Capital. Spółka jest warta na giełdzie ponad 539 mln zł, inwestuje głównie w projekty technologiczne. Sam Czechowicz może pochwalić się prywatnym majątkiem w wysokości 122 mln dolarów (dane z 2016 roku). Przedsiębiorca pokazał w mediach społecznościowych swoje zdjęcia z pobytu na festiwalu.

Impreza coraz bardziej się komercjalizuje. Organizatorzy twierdzą, że większość wejściówek rozdają za darmo. Jednak zdobycie ich wcale nie jest proste. Pozostali muszą płacić. Ceny wahają się od 200 do 1200 dolarów.

- Oni tam tworzą cywilizację przyszłości, która działa tylko przez tydzień. Jest ona oparta na zasadach barteru i współdzielenia. Jest to wizja tego, jak świat mógłby wyglądać – mówi money.pl Tomasz Gwara, adwokat mieszkający na co dzień w Berlinie. Jak przyznaje, od dawna fascynuje się tym festiwalem i od dawna walczy o zdobycie biletu: - O wejściówki walczą tysiące osób, bilety rozchodzą się bardzo szybko. Zdobycie choćby jednego egzemplarza to loteria.

Więcej szczęścia miał Aleksander Wawer.

- Byłem na Burning Man'ie w 2011 roku. Bilety były drogie, kosztowały jakieś 600 dolarów. Poleciałem do Chicago do znajomego, a stamtąd ruszyliśmy w samochodową wycieczkę przez całe Stany do Newady. Jakieś trzy dni jazdy z noclegami, ale fajna przygoda - opowiada pan Aleksander.

Jak wyjaśnia: - Moim największym zyskiem było uświadomienie sobie, że moje życie może ukształtować się w dowolny sposób. Wystarczy, że zacznę eksplorować wszystkie pomysły, które mam w głowie. Ludzie przyjeżdżają tu te wizje realizować. Nieważne, czy chodzi o fantazję bycia królikiem czy przemyślenia na temat neurobiologii lub teorii systemów społecznych. Jest to miejsce, w którym schodzą się światy artystów, robotyki a nawet przemysłu porno, a wszystko okraszone jest duchem tanecznej muzyki elektronicznej i rave.

I jak dodaje: - Miliarderzy od dawna tam byli. Już przed 2011 założyciele Google'a lądowali tam prywatnym odrzutowcem. Była nawet niepisana zasada, że od wysokich szczeblem menedżerów wręcz wymagano uczestnictwa w festiwalu. Jedyny problem jaki dostrzegam to zbyt szybko rosnąca popularność. Burning Man stał się ofiarą własnego sukcesu. Można tam spotkać ekipy telewizyjne, Paris Hilton a nawet Natalię Siwiec. Widzę, że nawet moi znajomi ze Stanów przestają interesować się tym wydarzeniem.

Technokraci odpinają wrotki

Tegoroczna edycja kończy się dziś (3 września). Nie brakuje kąśliwych uwag, że Burning Man stał się imprezą integracyjną dla pracowników gigantów technologicznych, a otwarcie na doświadczenia duchowe ustąpiło miejsca narkotykom i przygodnym stosunkom seksualnym. Głośny był przypadek miliardera Vito Schnabela. Handlarz dzieł sztuki i admirator kobiecych wdzięków (szczególnie jeśli partnerka jest od niego starsza) został zatrzymany z dużą ilością grzybów halucynogennych.

Najwyraźniej kontrkulturowa oprawa zbyt szybko mu się opatrzyła. Tomasz Gwara nie widzi jednak niczego złego w tym, że imprezy pokroju Burnig Mana przyciągają ludzi biznesu.

- To, że masz jakiś sukces nie sprawia, że przestają cię interesować bardziej duchowe sprawy. Wręcz przeciwnie. Teraz masz na to czas.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(18)
Hatshepsut
2 lata temu
Dla ducha tam ic nie ma,wręcz przeciwnie! Jaki jest cel tego eventu…..?
P00
6 lat temu
Bylem w 2008 , bylo super ..jedyne co mnie denerwuje to wieruszka co tym steruje , zarabiaja miliony a wolentariusze za darmo pracuja , a ide lansuja swiat bez pieniadza
Ewa
6 lat temu
Ale propaganda. Artykuł czyta się dobrze do momentu, w którym autor zdradza kompletną ignorację. Autor powinien zadać sobie pytanie i zrobić research czym dla kontrkultury były psychodeliki -> lsd/ grzybki - a jak to się może mieć do duchowości i zmianie jakości życia 'a otwarcie na doświadczenia duchowe ustąpiło miejsca narkotykom' -> .Głośny był przypadek miliardera Vito Schnabela. Handlarz dzieł sztuki i admirator kobiecych wdzięków (szczególnie jeśli partnerka jest od niego starsza) został zatrzymany z dużą ilością grzybów halucynogennych.
lBolek
6 lat temu
Nooo 3 tys mkw to duża pustynia jest! Na każdego widza przypada jakieś 0,2 mkw - tłok straszny musi być.....
lBplek
6 lat temu
Nooooo, 3 tys mkw to duża pustynia jest! Piaskownica chyba. Na każdego widza przypada jakieś0,2 mkw pustyni... Tłok musi tam być nieziemski....