Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Bartosz Chochołowski
|

Chochołowski: Sarmaci walczą z Unią

0
Podziel się:

Gdy przed referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej toczyła się dyskusja, a eurosceptycy i euroentuzjaści agitowali, padł jeden trafny głos: "Polska nie powinna bać się Unii. To Unia powinna bać się Polski".

Chochołowski: Sarmaci walczą z Unią

Gdy przed referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej trwała agitacja eurosceptyków i euroentuzjastów, padł jeden szczególny głos (nie pamiętam czyj): "Polska nie powinna bać się Unii. To Unia powinna bać się Polski".

Zaczęło się to sprawdzać, gdy do władzy doszli sarmaci wymachujący szabelką i nader chętnie korzystający z zakorzenionego w naszej tradycji liberum veto. Może ku ich radości tradycje demokracji szlacheckiej także tym razem wezmą górę i dojdzie do rozkładu Unii Europejskiej. Do tego czasu wyciągniemy z Unii tyle kasy, ile się da, więc cała impreza per saldo nam się opłaci. A po nas choćby zgliszcza.

Obserwując bowiem sporą część naszych polityków można odnieść wrażenie, że wręcz bardzo nie lubią europejskiej wspólnoty. Uważają, że trzeba w niej trwać tylko po to, żeby wyciągnąć kasę, która nam się "należy". Należy nam się za "Solidarność", za bezkrwawe zapoczątkowanie upadku systemu firmowanego przez uwielbianych dziś Kwaśniewskiego.

W dodatku Unia nie ma być wspólnotą państw, tylko jakąś taką instytucją, która jest administracyjną czapą nad krajami, kłopotliwą, ale jednak przydatną, bo spełnia rolę maszynki przydzielającej Polsce pieniądze.

Nie wiem, czy dotychczasowy sposób głosowania w Unii jest dobry, czy ten, który proponuje uśmiercona eurokonstytucja jest lepszy, czy pierwiastkowy system jest najlepszy z najlepszych. Nie wiem, ale wiem jedno - o system głosowania najlepszy dla Polski nie można walczyć tak, jak walczymy teraz.

Nie wiadomo jeszcze, czy Polska użyje liberum veto, ale martwi mnie jedno: nie potrafimy takich spraw załatwiać dyplomatycznie i to Dyplomatycznie przez duże "D".

W jednej sprawie potrafiliśmy o co coś walczyć w koalicji . Ale nie jest to najlepszy przykład, bo po pierwsze sprawa dotyczyła wódki, a po drugie została przegrana. Ale jeśli sprawę tak narodową, jak wódkę, potrafiliśmy przegrać, w dodatku mając koalicjantów, to co możemy osiągnąć sami w kwestii systemu głosowania?

Możemy tylko wetować, wetować i wetować. Żeby nic nie było. Jak u Kononowicza.

Tylko po co nam to? Ja Unii się nie boję i to niezależnie, jak silny będzie w niej głos Polski. Dotychczas mogliśmy bowiem obserwować sytuacje, w których Unia broni Polaków przed ich własnym rządem i polskim ustawodawcą. Przynajmniej mamy się gdzie odwołać i Trybunał w Strasburgu broni nas przed poczynaniami naszych władz.

Można więc wysnuć wniosek, że im silniejsza Unia, tym bezpieczniejszy Polak w Polsce.

Ale pewnie prędzej czy później rozłożymy Unię i premier będzie mógł powiedzieć lekarzom, pielęgniarkom, górnikom, rolnikom, stoczniowcom, nauczycielom - dobrze, że rozwaliliśmy tę zgniłą UE. Przynajmniej teraz, na zgliszczach, nie musimy pić wódki z bananów. Napijemy się na pohybel normalnej naszej żytniej w naszym jakże uroczym zaścianku. Jak sarmaci.

Autor jest dziennikarzem portalu Money.pl

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)